Wczesny ranek nad Jeziorem Maltańskim był trochę mylący – błękit nieba, skromny wietrzyk, nastrój niemal sielankowy. Gdy wybiła godzina półfinałów i repesaży, nad wodą pojawiły się ciemne chmury, dmuchnęło mocno od miasta (czyli w kierunku mety), mierniki pokazywały niekiedy prędkość wiatru powyżej 32 km/godz.
Fale chwilami były takie, że może nawet Bałtyk by się nie powstydził. W tych warunkach startować trudno, ale wioślarski naród strachliwy nie jest, punkt 9:30 ruszył pierwszy wyścig i co pięć minut kolejne. Trenerzy, nie bacząc na przeciwności aury siedli na rowery i też dali przykład, że można. Mistrzostwa Europy w warunkach lekko sztormowych zyskały nowy urok.
Miło donieść, że w finałach A, czyli tych najważniejszych (o miejsca 1-6) wystartują cztery polskie osady żeńskie i trzy męskie. Nie można pominąć, że znacznie efektowniej awans pod flagą biało-czerwoną zdobywały wioślarki. Trzy razy oglądaliśmy na Malcie ich zwycięstwa w półfinałach lub repasażach.
Zaczęły Weronika Deresz i Joanna Dorociak, dwójka podwójna wagi lekkiej, które pomknęły do mety w stylu budzącym powszechną nadzieję na medal – prowadziły od startu do mety, dołożywszy Dunkom prawie 3 sekundy.
Po nich swoje zwycięstwo miała czwórka podwójna (Joanna Leszczyńska, Monika Ciaciuch, Maria Springwald i Agnieszka Kobus), która pewnie pokonała Ukrainę i Wielką Brytanię. Wreszcie swoje zrobiły w dwójce podwójnej Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj, które ponownie pokazały rywalkom, że u siebie przegrywać raczej nie będą. Popłynęły spokojnie, może nawet z pewną rezerwą, skoro po 700 metrach już widziały, że konkurencja nie chce mierzyć się z ich tempem.