Przypomnijmy – najpierw są kwalifikacje grupowe sześciu syndykatów (dla podniesienia atrakcji – z obrońcą pucharu ORACLE Team USA w stawce), które wyłonią czwórkę pólfinalistów. Za uczestnikami jest pierwsza, rozłożona na trzy dni runda 15 wyścigów – każdy z każdym.
Prowadzi po niej, to raczej nie niespodzinka, katamaran amerykański prowadzony przez Jamesa Spithilla. Zdobywcy Pucharu Ameryki z 2010 i 2013 roku wyglądają doskonale, choć drugiego dnia przegrali jeden z pięciu pojedynków – ze Szwedami (Artemis Racing). W pozostałych starciach ORACLE Team USA jednak dominował i wedle wstępnych ocen, może zdobyć ten jeden ważny punkt, jaki zwycięzcy eliminacji przyznaje się przed wielkim finałem.
Głównym rywalem ORACLE miał być brytyjski Land Rover BAR prowadzony przez Bena Ainslie, ale sir Ben ma poważny problem – już pierwszego dnia jego katamaran zderzył się z japońskim (SoftBank Team Japan). Całą noc trwały naprawy sporych zniszczeń, 45 mechaników, inżynierów i innych fachowców robiło co mogło, by jacht był w stanie wystartować. Szef syndykatu Martin Whitmarsh przyznał, że „było już blisko końca", ale Brytyjczycy pojawili się na wodzie. Problem w tym, że przegrali kolejno cztery z pięciu wyścigów i tylko dzięki 2 punktom bonusowym (z wcześniejszej fazy kwalifikacji w latach 2015-2016) są jeszcze na drugim miejscu.
Z pecha Land Rover BAR na razie dobrze korzystają Nowozelandczycy. Katamaran Emirates Team New Zealand pod ręką Petera Burlinga wygrał cztery z pięciu wyścigów i pewnie zajmuje drugie miejsce. Największą uwagę (krytykę jednych, zachwyty drugich), zwraca system napędowy, w którym zamiast tradycyjnych ręcznych korb wykorzystano kolarskie pedały. Widok jest rzeczywiście niezwykły, gdy czwórka z szóstki załogi zawzięcie pedałuje, by sprawnie wykonać konieczny manewr.
Wśród krytyków tego pomysłu jest także James Spithill, ale praktyka na wodzie na razie pokazuje co innego. Katamaran Emirates jest niezwykle szybki i zagraża liderom.