Reklama
Rozwiń
Reklama

Pościg Maxa, bezużyteczny Lewis i król Lando. To był jeden z najbardziej ekscytujących sezonów F1

Zanim nowy sezon Formuły 1 rozgrzeje emocje kibiców zmienionymi regulacjami i całkowicie odmienionymi bolidami, warto jeszcze raz przeżyć to, czego dostarczył mijający rok. Od nagłych załamań formy kierowców po zupełnie niespodziewane podia – ten sezon trzymał w napięciu do samego końca.

Publikacja: 24.12.2025 07:20

Lando Norris został mistrzem świata Formuły 1

Lando Norris został mistrzem świata Formuły 1

Foto: REUTERS/Amr Alfiky

Z tego artykułu się dowiesz:

  • Jakie były kluczowe momenty sezonu F1 i jakie zespoły dominowały na torze?
  • W jaki sposób McLaren uzyskał przewagę nad innymi zespołami?
  • Co przyczyniło się do sukcesu Lando Norrisa i zdobycia przez niego mistrzostwa świata kierowców?
  • Jakie zmiany zaszły w zespole Red Bull i jak wpłynęły na jego wyniki?
  • Jakie trudności napotkał zespół Ferrari w tym sezonie i jak wpłynęły one na jego kierowców?

McLaren, czyli król jest jeden

Większość roku upłynęła pod znakiem całkowitej dominacji McLarena. Drugi raz z rzędu team ten wywalczył mistrzostwo konstruktorów. Jego kierowcy, 24-letni Australijczyk Oscar Piastri i 26-letni Brytyjczyk Lando Norris, wygrali 12 z 15 pierwszych wyścigów w sezonie, w tym aż siedmiokrotnie stawali na dwóch najwyższych miejscach podium wspólnie.

Po przerwie letniej zaczęły się jednak nieoczekiwane problemy – w Holandii do mety nie dojechał Lando Norris, w Azerbejdżanie – Oscar Piastri. W USA obaj kierowcy mieli jeszcze większego pecha – w sprincie w Austin kolizja zmusiła ich do przedwczesnego zjazdu z trasy, z kolei w Las Vegas doszło do dyskwalifikacji obydwu bolidów już po zakończeniu wyścigu. Jednak mimo potknięć w końcówce sezonu, McLaren zdołał sobie zapewnić tytuł mistrza świata konstruktorów już w Singapurze, sześć wyścigów przed końcem sezonu. Uzbierał łącznie 833 punkty, prawie dwukrotnie więcej niż drugi w klasyfikacji generalnej Mercedes (469 pkt). Na trzecim miejscu, tylko z 18-punktową stratą do drugiego, uplasował się Red Bull. A dopiero na czwartym, z 398 pkt znalazło się Ferrari, w zeszłym roku walczące o pierwsze miejsce.

Czytaj więcej

Wyluzował i zaufał swojej prędkości. Lando Norris, nowy mistrz świata Formuły 1

Choć sukces McLarena był przewidywany przed sezonem, to jednak jego styl był imponujący. Tak duża przewaga wygranego zespołu nie jest wprawdzie czymś niespotykanym, ale przecież też nie zdarza się co roku.

Reklama
Reklama

Przepływ powietrza i niezawodny silnik

Tak wielką dominację McLaren zawdzięcza nie tylko umiejętnościom swoich kierowców, ale też dobrze zbudowanym bolidom. Według analiz, przewagę nad innymi zespołami udało się uzyskać głównie w zakresie chłodzenia auta i opon. To jedna z najbardziej kluczowych kwestii, nad którymi pracują ekipy, tworząc nowy bolid. Problemem jest najczęściej odpowiednio szybkie dogrzanie opon podczas kilku pierwszych okrążeń wyścigu, bez późniejszego przegrzania – oznacza to bowiem ich szybszą degradację, czyli stratę przyczepności, a w konsekwencji potrzebę szybszej wymiany.

Jest to więc kwestia bardzo dokładnego dopasowania ustawień w aucie – zarówno zapewnienia powietrzu dobrego i skutecznego dla chłodzenia przepływu przy oponach, jak i ustawienia wysokości przedniego zawieszenia. To, jak bardzo przód bolidu kieruje się ku ziemi, również ma bowiem wpływ na opony i ich zużycie.

I właśnie tutaj McLaren wyprzedził w tym sezonie inne zespoły. Budowa ich przedniego skrzydła została podporządkowana zwiększaniu przepływu powietrza przy oponach. Dodatkowo, w trakcie roku, ulepszyli to również przy hamulcach. Właśnie te kwestie, w połączeniu z niezawodnym silnikiem od Mercedesa, stoją za tegorocznym sukcesem bolidu McLarena. Dzięki dającym się zmieniać ustawieniom kontrolującym stopień przepływu powietrza, ich auto łatwiej przystosowywało się do różniących się od siebie wymagań każdego toru.

Podwójna korona dla pomarańczowych barw

Drugą ważną bitwą, którą toczył w tym samym czasie McLaren, była próba zdobycia pierwszego od 2008 r. mistrzostwa świata kierowców. Do wakacji mogło się wydawać, że pozostałe ekipy nie będą w stanie podjąć rękawicy. Po przerwie, zaskakując wielu, do walki o swój piąty z rzędu tytuł włączył się czterokrotny mistrz świata z Red Bulla Max Verstappen. W pogoni pomógł mu dramatyczny zjazd formy zaliczony przez Oscara Piastriego, w tamtym czasie lidera rankingu. Nikt, łącznie z nim samym, nie potrafił wytłumaczyć, co się stało. Wyglądało to tak, jakby Oscar całkowicie stracił pewność i zaufanie do auta oraz własnych umiejętności. Ostatecznie, po odrobieniu 104-punktowej straty, Holendrowi zabrakło tylko trzech punktów do wygranej.

Czytaj więcej

„Mili ludzie też wygrywają”. Jak Lando Norris został nowym mistrzem świata Formuły 1

Trofeum, pierwszy raz w karierze, zgarnął Brytyjczyk Lando Norris, jeżdżący dla McLarena, a tym samym w Formule 1, od 2019 r. W czasie całego sezonu wykazywał stabilną formę, wygrywając siedem wyścigów. Tytułu nie dał sobie wydrzeć w pamiętnym ostatnim wyścigu sezonu w Abu Zabi 7 grudnia. Został pierwszym od 17 lat kierowcą odbierającym tę nagrodę w pomarańczowych barwach. Lando na ten sukces czekał od ósmego roku życia – wtedy rozpoczął swoją przygodę z kartingiem, w której od zawsze niesamowicie wspierał go tata. Jak pisał Mikołaj Sokół w „Rzeczpospolitej”, „przez pierwsze siedem lat opuścił chyba trzy starty syna”.

Reklama
Reklama

Odrodzenie Red Bulla

Co się stało, że po przerwie wakacyjnej Max Verstappen złapał wiatr w żagle? W Red Bullu zaszła latem ogromna zmiana – Laurent Mekies zastąpił Christiana Hornera na stanowisku dyrektora zespołu. Razem z odejściem Hornera, który na tym stanowisku spędził 20 lat, w Red Bullu wyciszyły się spory – wiadomym było, że Horner i ojciec Maxa, Jos Verstappen nie darzyli się sympatią. Nowy szef wniósł do zespołu świeże podejście – jego poprzednik krytykowany był za nakładanie za dużej presji na swoich kierowców.

Red Bull wprowadził też poprawki do auta, skupiając się głównie na przednim zawieszeniu. Efekty przyszły szybko. Holender wygrał sześć z ostatnich dziesięciu wyścigów roku. Mimo że ostatecznie nie udało mu się zapewnić sobie zwycięstwa, jego powrót do formy uważany jest za jeden z najbardziej spektakularnych w historii Formuły 1.

Trzecią pozycję w tabeli konstruktorów Red Bull zawdzięcza prawie w całości właśnie Maxowi. Z 451 punktów zespołu, aż 421 zapewnił mu Holender. To zapewne doprowadziło do zakończenia współpracy z ich drugim kierowcą, Yukim Tsunodą. Jego miejsce od przyszłego roku zajmie prezentujący lepszą od Japończyka formę, Francuz Isack Hadjar. W tym sezonie jeździł on dla drugiego zespołu Red Bulla, Racing Bulls, którego zadaniem jest kształcenie młodych kierowców i przygotowywanie ich na ewentualne miejsce w głównej drużynie. Hadjar, z 51 punktami, w klasyfikacji kierowców uplasował się na 12. miejscu – przy 33 punktach i dopiero 17. miejscu Japończyka.

Williams – pierwsze podia od 2017 r.

Ten 24-wyścigowy sezon zapamiętany będzie nie tylko dzięki rywalizacji na szczycie tabeli. Wiele emocji wzbudziła także walka drużyn środka stawki.

Dla Williamsa ostatnie siedem lat było wyjątkowo trudne. Od 2017 r., przez siedem sezonów, zdobył łącznie raptem 84 punkty. Na początku 2023 r. po 20 latach pracy w Mercedesie, James Vowles zastąpił Josta Capito jako szef zespołu. W tym roku po raz pierwszy widać było owoce pracy nowego dyrektora i reszty zespołu. Obaj kierowcy, Tajlandczyk Alex Albon i Hiszpan Carlos Sainz, zdobyli wspólnie aż 137 pkt, zapewniając drużynie piąte miejsce w tabeli konstruktorów – najwyższe od 2017 r. Wywalczyli sobie kolejno ósme i dziewiąte miejsce w rywalizacji kierowców.

Czytaj więcej

Walka o tytuł w F1 do ostatniej prostej. Max Verstappen po raz piąty czy zmiana na tronie?
Reklama
Reklama

Pierwsza połowa sezonu była zdecydowanie lepsza dla Albona, w drugiej to Sainz niespodziewanie znalazł formę. Carlosowi udało się nawet dwukrotnie stanąć na podium – był to ogromny sukces dla drużyny, której kierowca ostatni raz był w czołowej trójce w 2017 r. Jedynym od tamtego czasu większym sukcesem Williamsa było podium w Grand Prix Belgii w 2021 r. Jeżdżący wówczas dla Williamsa George Russell zajął trzecie miejsce. Tamten wyścig został jednak przerwany już po kilku okrążeniach, a liczbę punktów przyznawanych za niego zmniejszono o połowę – to podium nie jest więc zaliczane do zdobytych przez Williamsa w pełnych wyścigach.

Mało kto przewidywał, że Carlos Sainz tak szybko wpasuje się w nowy zespół i znajdzie tak wysoką formę. Ta zmiana była bowiem dla niego znacząca – z walczącego w 2024 r. o wygraną Ferrari, Hiszpan trafił do drużyny ze środka tabeli. Ferrari zakończyło z nim współpracę, by podpisać kontrakt z Lewisem Hamiltonem. Była to o tyle kontrowersyjna decyzja, że Carlos osiągał tam bardzo dobre wyniki – w 2024 r. był piątym najlepszym kierowcą w padoku. Fani byli więc bardzo szczęśliwi, gdy Carlos udowodnił, że nawet w gorszym bolidzie potrafi stawać na podium.

Ferrari: team, który pobłądził

Ogromnym zawodem okazała się natomiast forma Ferrari. Zespół, który w zeszłym roku walczył o mistrzostwo w tabeli konstruktorów, w tym zajął dopiero czwarte miejsce – wyprzedzony nie tylko przez McLarena, ale także Mercedesa i Red Bulla. Co najważniejsze, wyniki dwóch kierowców włoskiej drużyny różniły się dramatycznie. Podczas gdy jeżdżący w czerwonych barwach od 2019 r. Monakijczyk Charles Leclerc stał na podium siedem razy (ani razu nie wygrał), forma Lewisa Hamiltona wprawiła wszystkich jego fanów w rozpacz.

Siedmiokrotny mistrz na ósmy tytuł czeka od Abu Zabi 2021. Wtedy to Max Verstappen wyprzedził go na ostatnim okrążeniu ostatniego wyścigu sezonu, gwarantując sobie pierwsze w życiu trofeum mistrza świata. Fani mieli nadzieję, że wraz z przejściem do dobrze zapowiadającego się po poprzednim sezonie Ferrari, Lewis wygra upragniony ósmy tytuł. Tymczasem jedynym podium, jakie Brytyjczyk zdołał wywalczyć, było pierwsze miejsce w sprincie w Chinach – drugim wyścigu tego sezonu.

Czytaj więcej

Są sporty, w których technologia jest na równorzędnym miejscu z ludzkim talentem
Reklama
Reklama

W tamtym czasie dało to fanom nadzieję na podjęcie przez Brytyjczyka tak oczekiwanej walki. Ostatecznie jednak sprawy przybrały inny obrót. Hamilton ani razu później nie stał na podium wyścigowym. Tylko trzy razy zajął w wyścigu wyższe miejsce niż jego kolega zespołowy Charles Leclerc.

Bezużyteczny Lewis Hamilton?

Doskonałym odzwierciedleniem tego, jak źle wyglądało w tym sezonie Ferrari, jest moment, kiedy załamany Lewis mówi o sobie po kwalifikacjach do Grand Prix Węgier jako o „bezużytecznym”, dodając następnie, że team powinien zmienić kierowcę. Zajął wtedy dopiero 12. miejsce, podczas gdy jego zespołowemu koledze udało się stanąć na pierwszym miejscu startowym. Takie słowa, płynące z ust siedmiokrotnego mistrza świata, wprawiały w szok. Ale u wielu kibiców wywołały współczucie, dobitnie ukazując ogólne nastroje panujące w Ferrari w tym roku. Z pewnością cały ten sezon jest dla Brytyjczyka do przekreślenia, a swoją nadzieję pokłada w przyszłorocznym bolidzie.

Ostatecznie Charles Leclerc zajął piąte, a Lewis szóste miejsce. Są to pozycje niesatysfakcjonujące ani samych kierowców, ani fanów drużyny, która w zeszłym roku pięć razy wygrywała wyścigi. Piąte miejsce Monakijczykowi zapewniły 242 punkty, 180 za liderem Lando Norrisem. Brytyjczyk skończył ze 156 punktami – prawie 100 za Leclerkiem.

Problemy z czerwonym bolidem

Znając możliwości Hamiltona i Leclerca, oczywiste jest, że za słabe wyniki nie można obwiniać wyłącznie kierowców. Najbardziej zawodził w tym roku czerwony bolid. Leclerc, który jeździ w zespole już od sześciu lat, lepiej znał jego specyfikę, dlatego zapewne dominował nad Brytyjczykiem. Natomiast Lewis, który ostatnie 11 lat spędził w Mercedesie, musiał nagle zmierzyć się z zupełnie innym, w dodatku problematycznym i zawodzącym autem.

Oczywiste jest, że kierowca potrzebuje czasu, by zaaklimatyzować się w nowym teamie. Porównując jednak ten proces u Hamiltona z tym, jak przebiegał w przypadku Carlosa Sainza w Williamsie, jasne jest, że Brytyjczyk, dla którego Ferrari zrezygnowało z Hiszpana, radzi sobie ze zmianami gorzej. Bolidowi Ferrari w tym roku brakuje prędkości, a mechanicy i inżynierowie mieli problemy z dobraniem odpowiednich do specyfikacji torów ustawień. Kierowcy prawie co weekend narzekali również na kłopoty ze sterowaniem i dyskomfort podczas jazdy. 

Reklama
Reklama

Stabilny Mercedes, czyli przyczajony tygrys?

Tegoroczny sezon Mercedesa zakończył na drugim miejscu w tabeli konstruktorów – za niekwestionowanym mistrzem, McLarenem. Doskonale spisał się nie tylko Brytyjczyk George Russell, ale i 19-letni Kimi Antonelli, dla którego był to pierwszy sezon Formuły 1. Starszy z dwóch kierowców stawał na podium dziewięć razy, wygrywając przy tym dwa wyścigi. Uplasował się na czwartym miejscu w tabeli kierowców.

Z kolei młody Włoch zaczął sezon i swoją przygodę z Formułą 1 sukcesem – czwartym miejscem w pierwszym wyścigu roku, a trzecim w Kanadzie. Po gorszych wyścigach w połowie sezonu, bliżej jego końca znowu zaczął czuć się pewniej w bolidzie. Świadectwem tego jest dwukrotnie zdobyte podium po przerwie letniej. Kimiemu udało się także zająć siódme miejsce w rankingu kierowców – najwyższe ze wszystkich kierowców, którzy zaczęli jeździć w tym sezonie. Zabrakło mu raptem siedmiu punktów, by w klasyfikacji końcowej wyprzedzić Lewisa Hamiltona.

Nowicjusze dali radę

W tym roku aż czterech kierowców rozpoczęło swoją przygodę z Formułą 1 – Włoch Kimi Antonelli (Mercedes), Brytyjczyk Oliver Bearman (Haas), Francuz Isack Hadjar (Racing Bulls) i Brazylijczyk Gabriel Bortoleto (Kick Sauber). Każdy z nich miał naprawdę dobry pierwszy rok. Najwyżej w klasyfikacji był Kimi – siódmy. Isack skończył na 12. miejscu, Oliver – na 13., a Gabriel – na 19.

Czytaj więcej

Nowa marka w Formule 1. Tak będzie nazywać się zespół i logotyp wyścigowego Audi

Takie różnice wynikają nie tyle z umiejętności każdego z nich, ile z możliwości ich bolidów. Każdy z debiutantów miał swoje warte zapamiętania momenty. Dla Włocha z Mercedesa będą to aż trzy podia, dla Bearmana czwarte miejsce w Meksyku – najwyższe dla zespołu Haasa od 2018 r. Hadjar swoją doskonałą jazdę przypieczętował trzecim miejscem w Holandii. Bortoletto może być dumny z szóstej pozycji na Węgrzech. Wszyscy czterej spisali się na tyle dobrze, że zagwarantowali sobie miejsca w przyszłorocznych bolidach – coś, co nie każdemu nowemu kierowcy się udaje. Dodatkowo, Isack dostał awans do Red Bulla, zabierając tym samym miejsce Yukiemu Tsunodzie.

Reklama
Reklama

Koniec epoki, początek nieznanego

To był ostatni sezon, w którym obowiązywały stare reguły i bolidy, jakie znaliśmy przez kilka poprzednich lat. Okazał się nieprawdopodobnie ekscytujący. Kibice odliczają już dni do 6 marca 2026 r., kiedy tradycyjnie na torze Albert Park w Melbourne, wystartuje – już 77. – sezon F1. Dla fanów trwa czas wyczekiwania i spekulowania. Pierwsza ujawniona data prezentacji nowych bolidów to 15 stycznia – wtedy wygląd przyszłorocznych aut zaprezentują Red Bull i Racing Bulls. Najwięcej niepokoju i ciekawości wzbudzają natomiast wchodzące nowe przepisy. Będzie inaczej. Może jeszcze szybciej?

Jakim drużynom zbudowanie samochodów nowej generacji uda się już za pierwszym razem, a które zawiodą oczekiwania kibiców? Czy objawi się nieoczekiwany pretendent do końcowego podium? Ważne, by nerwy kibiców znowu były wielokrotnie wystawiane na próbę. Bo przecież za to ten sport tak kochamy.

Formuła 1
Wyluzował i zaufał swojej prędkości. Lando Norris, nowy mistrz świata Formuły 1
Formuła 1
„Mili ludzie też wygrywają”. Jak Lando Norris został nowym mistrzem świata Formuły 1
Formuła 1
Formuła 1 ma nowego króla. To jego pierwszy tytuł mistrza świata
Formuła 1
Walka o tytuł w F1 do ostatniej prostej. Max Verstappen po raz piąty czy zmiana na tronie?
Formuła 1
Sergio Perez wróci do Formuły 1? Cadillac szansą dla Meksykanina
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama