39-letni Rosjanin potwierdził, że wciąż jest niebezpieczny i może zagrozić nawet takiemu atlecie jak Joshua, ale trafiony kilkoma potężnymi ciosami w siódmej rundzie padał na deski jak rażony piorunem.
Walki takich pięściarzy jak Joshua i Powietkin sprzedają się dobrze. Obaj byli mistrzami olimpijskimi, obaj zapisali piękną historię na zawodowych ringach. Rosjanin to były mistrz, Joshua rządzi teraz, ma trzy pasy i uważany jest za absolutnego króla wagi ciężkiej. Nic więc dziwnego, że słynne Wembley było w sobotni wieczór pełne – walkę obejrzało 90 tysięcy ludzi.
Dwumetrowy, zbudowany jak gladiator, 28-letni Joshua jeszcze nie znalazł pogromcy w zawodowej karierze. Znacznie niższy i 11 lat starszy Powietkin przegrał tylko raz – na punkty, z Władimirem Kliczką, pięć lat temu.
Nie brakowało więc głosów, że Rosjanin może być sprawcą wielkiej sensacji i wyjść ze starcia z Anglikiem jako zwycięzca.
Oczywiście taki scenariusz był możliwy, ale mało prawdopodobny. Joshua miał więcej argumentów po swojej stronie. Jest młodszy, większy, cięższy, mocniej bije i chociażby w starciu z Kliczką pokazał, że potrafi przyjąć potężne uderzenia.