Najnowsza historia boksu olimpijskiego to skandale i wątpliwi działacze. Rachimow jest kolejnym z nich. Były brytyjski ambasador w Uzbekistanie, Craig Murray, opisał go kiedyś jako jedną z „najważniejszych postaci globalnego handlu heroiną" i „niebezpiecznego gangstera". Premier Australii John Howard przed igrzyskami w Sydney (2000), na które Uzbekowi odmówiono wstępu, określił go jako „zagrożenie dla bezpieczeństwa narodu australijskiego".
Stanowisko MKOl też nie pozostawiało wątpliwości: Thomas Bach stawiał olimpijską przyszłość boksu pod znakiem zapytania, jeśli Rachimow będzie szefem AIBA. Przed kongresem w Moskwie MKOl zagroził nawet wykluczeniem boksu z programu najbliższych igrzysk, gdyby Uzbek wygrał wybory. I przypomniał, że Rachimow został przez MKOl uznany za persona non grata w Buenos Aires, gdzie w październiku odbywały się III Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie, a Departament Skarbu USA od 2012 roku utrzymuje go na liście podejrzanych o mafijne powiązania, zamrażając jego konta i transakcje bankowe.
Linia obrony Rachimowa od dawna się nie zmienia. Nigdy nie został skazany, niczego mu nie udowodniono, a zarzuty są bezpodstawne, co więcej, spreparowane przez jego wrogów.
– W Uzbekistanie przegrałem walkę o władzę z Gulnarą Karimową, córką wieloletniego prezydenta Isłama Karimowa, i uciekłem do Dubaju, skąd pomagałem w tworzeniu rozgrywek World Series of Boxing (WSB), a od stycznia kierowałem działalnością AIBA jako jej tymczasowy przewodniczący – tłumaczył Rachimow.
Jego wygrana w Moskwie (otrzymał 86 głosów na 137 obecnych delegatów) nie jest niespodzianką, był faworytem. Jedyny rywal, Kazach Serik Konokbajew, wicemistrz olimpijski i wicemistrz świata, dwukrotny mistrz Europy w barwach ZSRR, zbyt późno włączył się do walki.