29-letni, urodzony w Łomży Kownacki rozbił kolejnego rywala, który był przekonany, że to on będzie górą. Dwumetrowy, atletycznie zbudowany „El Gallo Negro" (Czarny Kogut), czyli Gerald Washington, były zawodnik futbolu amerykańskiego, wcześniej przegrał tylko z mistrzem świata WBC Deontayem Wilderem i Jarrellem Millerem, dobrym kolegą Kownackiego.
Niepokonany Polak mówił przed tym pojedynkiem, że pokona Washingtona szybciej niż Wilder i Miller. – Wiem, jak z nim walczyć, wiem, jak wygrać – obiecywał. I dotrzymał słowa. Barclays Center znów była dla niego szczęśliwa.
Kownacki, nazywany „Baby Face", w wieku sześciu lat znalazł się z rodzicami w Nowym Jorku, wychował się w tej części Brooklynu, walczył więc z 36-letnim Kalifornijczykiem u siebie. Niewiele brakowało, by zmusił Washingtona do poddania już w pierwszym starciu, ale rywala uratował gong. W drugiej rundzie demolka była brutalna, i po serii ciosów, z których najmocniejszy był prawy sierpowy, Amerykanin padł na deski jak ścięte wielkie drzewo. Podniósł się wprawdzie, przyjął postawę i sędzia Harvey Dock pozwolił mu walczyć, ale po kilku chwilach i kolejnych uderzeniach Kownackiego, które wylądowały na głowie Washingtona, przerwał pojedynek. Dobrze zrobił, bo pachniało już ciężkim nokautem.
Kownacki był zdziwiony, że sędzia nie przerwał walki wcześniej. – Trafiłem go czysto i miał dość. Myślę, że po pierwszym nokdaunie nie chciał już walczyć – powiedział po ogłoszeniu werdyktu. Nie ukrywał zadowolenia, ta wygrana przybliża go bowiem do walki o mistrzostwo świata.
Z pierwszych rzędów w Barclays Center obserwował go mistrz WBC Deontay Wilder. Kto wie, może to on będzie rywalem Polaka? Nie można takiego scenariusza wykluczyć, najpierw jednak Wilder musiałby pokonać Tysona Fury'ego. Bardzo prawdopodobne, że do rewanżu dojdzie pod koniec maja w Las Vegas, ale trzeba jeszcze poczekać na oficjalne potwierdzenie tej wiadomości.