31-letni Łomaczenko (12-1, 9 KO) miał tego dnia stoczyć unifikacyjny pojedynek z pochodzącym z Ghany mistrzem IBF Richardem Commeyem, ale ten doznał kontuzji ręki, więc Ukrainiec zdecydował się walczyć z oficjalnym pretendentem do tytułu Anthonym Crollą, choć nie jest to jego wymarzony rywal. Stawką będą trzy pasy należące do Łomaczenki: WBA, WBO i The Ring.
Eksperci nie mają wątpliwości: Anglik ma znikome szanse na zwycięstwo, zdecydowanym faworytem jest Łomaczenko. Nie brakuje głosów, że wygra przed czasem, a wcześniej upokorzy Crollę.
Ten jednak twierdzi, że wie, jak pokonać mistrza trzech kategorii wagowych (piórkowej, superpiórkowej i lekkiej) i zaszokować świat.
– Miałem najlepszy obóz w karierze, przygotowywałem się trzy miesiące, wierząc, że ta walka jest możliwa i mogę pokonać Łomaczenkę. Muszę walczyć na swoich warunkach, nie pozwolić mu na dyktowanie tempa i nie ulegać emocjom. On jest mistrzem prowokacji, jak nikt inny wyprowadza rywali z równowagi, a później nokautuje. Ze mną nie pójdzie mu tak łatwo – obiecuje Anglik.
I argumentuje, że w ostatnich walkach Łomaczenko przyjął więcej ciosów niż w całej swojej karierze. Z Jorge Linaresem leżał na deskach, a w starciu z Portorykańczykiem Jose Pedrazą też miał problemy.