29-letni Ruiz Jr, Amerykanin meksykańskiego pochodzenia, zastąpił złapanego na dopingu Jarrella Millera i miał tylko pięć tygodni na przygotowania do tego pojedynku. Inna sprawa, że poprzedni, z Aleksandrem Dimitrenką, też wygrany przez nokaut, stoczył 20 kwietnia, więc widać, że po prostu utrzymał wysoką formę.
Sympatyczny grubasek kontra atleta
Mimo wszystko bukmacherzy mieli innego faworyta i za jednego dolara stawianego na sympatycznego grubaska z Kalifornii płacili aż 33 dolary. Hazardziści mogli zarobić fortunę, ale patrząc chłodnym okiem, szanse Ruiza w starciu z Joshuą były bliskie zera. Chociaż ludzie znający się na boksie wiedzieli, że sporo potrafi i ma bardzo szybkie ręce. Trzy lata temu przegrał minimalnie (dwa do remisu) walkę z Nowozelandczykiem Josephem Parkerem w Auckland, której stawką był pas WBO, ale równie dobrze to on mógł być wtedy ogłoszony zwycięzcą.
Tyle że Anthony Joshua to nie Parker. 198 cm wzrostu, sylwetka modelowego atlety, olimpijskie złoto zdobyte w Londynie na igrzyskach w 2012 roku, 22 zwycięstwa na zawodowych ringach, w tym 21 nokautów. Nie brakowało głosów, że Joshua, syn nigeryjskich emigrantów, kolejny pojedynek też wygra przed czasem, miał przecież za sobą znakomite przygotowania, bo wiedział, że w tej walce musi podbić amerykański rynek, na którym debiutował.
Mekkę boksu, jak mówią o Madison Square Garden, wyprzedano tak jak z okazji pamiętnego, pierwszego pojedynku innego Anglika na amerykańskiej ziemi – Lennoxa Lewisa, z Evanderem Holyfieldem, w marcu 1999 roku. Tym razem na widowni najsłynniejszej bokserskiej hali zasiadło 20 201 widzów, czekając na kolejne zwycięstwa króla wagi ciężkiej, broniącego pasów organizacji WBA, IBF, WBO. Po dwóch bezbarwnych rundach w trzeciej Joshua rzucił na deski Ruiza Jr. lewym sierpowym i wydawało się, że mistrz zrobi to, czego od niego oczekiwano. Ale Joshua chyba trochę się pośpieszył, atakując raz jeszcze, jakby nie zauważył, że rywal wcale nie jest mocno zraniony.
Teraz moja kolej
– Gdy padłem, pierwszy raz w karierze poczułem się jeszcze mocniejszy. Czułem, że teraz kolej, by jego posłać na deski – powie po walce Andy Ruiz Jr, który o tytule mistrzowskim marzył od szóstego roku życia.