Rywalem Szpilki był Siergiej Radczenko, który w przeszłości przegrywał z m.in. z Krzysztofem Głowackim, Michałem Cieślakiem i Adamem Balskim. Ukrainiec nigdy nie był znokautowany.
Polak zaczął mocno, już na samym początku trafił mocnym prostym na tułów. Chwilę później jednak Radczenko odpowiedział. W drugim starciu obaj byli bardzo aktywni, pojedynek mógł podobać się kibicom. W trzeciej rundzie Ukrainiec trafił Polaka prawym sierpem, powalając go na deski. Szpilka nie był oszołomiony po tym uderzeniu, ale sędzia był zmuszony liczyć polskiego pięściarza.
Radczenko się rozkręcał, a Szpilka często opuszczał ręce. W piątej rundzie Ukrainiec po raz kolejny posłał go na deski. W kolejnych odsłonach 32-latek bezlitośnie obnażał wszystkie słabości "Szpili". Polak starał się napierać, ale nie mógł znaleźć pomysłu na rywala.
Ukrainiec wydawał się odporny na ciosy. Czyste akcje Artura Szpilki były znikome. Ofensywne poczynania Polaka były bezskuteczne. W dziewiątej rundzie "Szpila" mocno trafił, a rywal był przez chwilę zamroczony. Po minucie jednak wrócił do siebie i kontynuował ataki. Pod koniec odsłony polski bokser został naruszony, ale gdy był w tarapatach arbiter stwierdził, że Ukrainiec nie zareagował na komendę i odjął mu punkt.
W ostatniej rundzie Polak ponownie przyjął kilka mocnych ciosów. Bokserzy wdali się w prawdziwą wojnę. "Szpila" do ostatniej sekundy szukał ciosu końcowego, ale ostatecznie to sędziowie zadecydowali o tym, kto został triumfatorem. Po werdykcie nastąpiło jednak wielkie zdziwienie, ponieważ arbitrzy dwa do remisu zdecydowali o zwycięstwie Polaka.