89-letni promotor Bob Arum ceni go najwyżej. – Z Robinsonem i Harrym Grebem go nie porównuję, bo to nie moje czasy, ale odkąd pracuję w tej branży, a to już 55 lat, Hagler był najlepszy – twierdzi Arum.
Marvin Hagler pamiętany jest głównie z walk z Thomasem Hearnsem i Rayem Sugarem Leonardem. „Kobrę z Detroit" znokautował w trzeciej rundzie, a ich pierwsze starcie można porównać tylko z filmami Alfreda Hitchcocka, bo było jak trzęsienie ziemi.
Z Leonardem z kolei stoczył jeden z najpiękniejszych pojedynków w historii boksu, ale sędziowie uznali go za pokonanego. Niejednogłośny werdykt w ocenie nie tylko samego Haglera był niesprawiedliwy, dlatego zakończył karierę i nigdy nie dał się namówić na powrót.
„Cudowny" rządził w wadze średniej twardą pięścią w latach 1980–1987, ale warto pamiętać, że na mistrzowską szansę czekał długo. Miał już na koncie 49 walk (46 wygranych, dwie porażki i remis), kiedy w 1979 roku, w Las Vegas, po raz pierwszy zmierzył się w remisowym pojedynku z Vito Antuofermo, mistrzem WBC i WBA. Rok później, już w trzeciej rundzie, rozprawił się w Londynie z Alanem Minterem i odebrał mu te właśnie pasy, które zdążyły już zmienić właściciela. Rewanż z Antuofermo też zakończył się szybko, nie było wątpliwości, kto jest lepszy.
Hagler zanotował 12 skutecznych obron, co jest wyczynem bez precedensu w wadze średniej, w tym były takie perełki jak wygrane z Roberto Duranem, Johnem Mugabim czy wspomniana już demolka z Hearnsem. 78 procent walk wygranych przed czasem też jest rekordem w tej kategorii.