Trzy z nich należą do Ukraińca, jeden do urodzonego w Nowym Jorku, niepokonanego Lopeza. Uważany za najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie wagowe Łomaczenko ma na koncie jedną porażkę, sprzed sześciu lat, z Meksykaninem Orlando Salido. Jednak po pierwsze nie była do końca zasłużona, a po drugie warto pamiętać, że dla złotego medalisty olimpijskiego z Pekinu (2008) i Londynu (2012) była to zaledwie druga zawodowa walka, w której już porwał się na urzędującego mistrza świata.
Trzy miesiące później pokonał Amerykanina Garry Russella Jr i zdobył pas WBO w wadze piórkowej. Kolejne wywalczył w wagach superpiórkowej i lekkiej, a jego sława podobnie jak honoraria rosła z walki na walkę. Za sobotni pojedynek otrzyma około 3 mln dolarów.
32-letni Łomaczenko, trenowany od dzieciństwa przez ojca Anatolija, już w czasach amatorskich był postacią niezwykłą. Wygrał 396 walk, przegrał tylko raz, z Rosjaninem Albertem Selimowem, w finale MŚ 2007. Rok później na igrzyskach w Pekinie, mając 20 lat, odbierał już Puchar Vala Barkera przyznawany najlepszemu zawodnikowi turnieju.
Teofimo Lopez w lipcu skończył 23 lata. Na zawodowych ringach nokautuje jednego za drugim i robi to w stylu Mike’a Tysona, jeśli nie pojedynczym ciosem, to serią efektownych uderzeń. A później celebruje sukces firmowym saltem w tył. Na igrzyskach w Rio (2016) reprezentował Honduras, kraj rodziców, gdyż w ekipie USA zabrakło dla niego miejsca. Medalu nie zdobył, przegrał z późniejszym finalistą wagi lekkiej, Francuzem Sofianem Oumihą.
Jego również trenuje ojciec, Teofimo Lopez Sr., który nie przebiera w słowach, gdy mówi o ukraińskim duecie. Teofimo Jr też nie okazuje rywalowi szacunku. Łomaczenko nie reaguje, ale wiadomo że zrobi wszystko, by boleśnie ukarać rywala za obraźliwe słowa. Biorąc pod uwagę poziom sportowy obu pięściarzy, sobotni wieczór w hotelu MGM Grand (tylko 250 widzów) zapowiada się na wyjątkowo gorący. W czasie pandemii nie było jeszcze walki o takiej stawce.