Świetlana przeszłość i idące za tym ogromne doświadczenie miały być atutem 32-letniego Ukraińca w największym pojedynku czasu pandemii. Łomaczenko, dwukrotny złoty medalista olimpijski, zawodowy mistrz trzech kategorii wagowych, swymi zwycięstwami pisał historię geniusza ringów.
Młodszy o dziewięć lat, niepokonany Teofimo Lopez Jr., czempion organizacji IBF, miał być najbardziej niebezpiecznym z dotychczasowych rywali Łomaczenki, ale większość fachowców przewidywała, że stanie się kolejną ofiarą Ukraińca.
Ma umiejętności i mocny cios z obu rąk, lecz jego punktowe zwycięstwo wydawało się mało prawdopodobne. Teofimo pokazał jednak, że jest nie tylko groźnym puncherem, walczył bardzo mądrze, z chłodną głową, od pierwszego starcia zbierał punkty. Miał przy tym przewagę warunków fizycznych i siły oraz niezachwianą pewność siebie.
I zwyciężył, choć Łomaczenko nie zgadza się z werdyktem. – Czułem, że wygrywam. Pierwsze rundy należały do niego, ale później byłem lepszy – mówił Ukrainiec. Nie ma jednak racji, górą w tej konfrontacji był Lopez Jr, choć do punktacji (116:112, 117:111, 119:109) można mieć zastrzeżenia. Szczególnie do tej ostatniej, wygląda bowiem na to, że pani Julie Lederman widziała w MGM Grand w Las Vegas inną walkę. Jej zdaniem Ukrainiec wygrał tylko jedną rundę, co jest absurdem.
Owszem, Łomaczenko przegrał pierwsze 6–7 rund, później ruszył jednak do odrabiania strat, miał znakomite przedostatnie starcie. Był jednak zbyt ostrożny, słuchał ojca, świetnego trenera, który jeszcze po czwartej rundzie mówił, by czekał, że jeszcze nie czas na atak.