37-letni Filipińczyk pokazał, że obowiązki senatora nie muszą być przeszkodą, by walczyć na mistrzowskim poziomie.
– Czegoś podobnego nigdy nie widziałem – mówi jego trener Freddie Roach, który poleciał na Filipiny dopiero dwa tygodnie przed walką z Vargasem. – Manny przychodził na treningi rano i wieczorem, a całe dnie spędzał w Senacie, gdzie toczył zupełnie inną walkę – opowiadał dziennikarzom słynny amerykański trener, który mimo tych niecodziennych okoliczności był przekonany, że jego zawodnik poradzi sobie z Vargasem.
Atutem rywala były warunki fizyczne i młodość. Jessie Vargas, Amerykanin meksykańskiego pochodzenia, dziś mieszkaniec Las Vegas, jest dziesięć lat młodszy od Pacquiao, dziesięć centymetrów wyższy i mniej więcej o tyle ma większy zasięg ramion. Przed pojedynkiem z Filipińczykiem przegrał tylko raz, z Timmothym Bradleyem w ubiegłym roku, ale porażka była nieznaczna. Mistrzowski pas pozostawiony przez odchodzącego na sportową emeryturę Floyda Mayweathera Jr. zdobył w marcu, wygrywając z niepokonanym wtedy Sadamem Alim.
Ale faworytem był Pacquiao, mistrz ośmiu kategorii wagowych, legenda tego sportu. – Wracam dlatego, że kocham boks i potrzebuję pieniędzy, by pomagać biednym ludziom w swoim kraju – mówił najbardziej rozpoznawalny na świecie Filipińczyk. – A pensja senatora na to nie wystarcza – tłumaczył.
Z danych „Forbesa" wynika, że Pacquiao zarobił w ringu ponad 500 milionów dolarów, a jego walki w systemie pay-per-view przyniosły dochód przekraczający miliard dolarów. 84- letni Bob Arum, jeden z najsłynniejszych bokserskich promotorów, jest przekonany, że „Pacman" nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.