Obaj – urzędujący i były mistrz świata wagi ciężkiej – obiecywali nokaut, i tak właśnie skończyła się trzecia wojna olbrzymów, której stawką był pas organizacji WBC należący do „Króla Cyganów". 33-letni, mierzący 206 cm Tyson Fury wciąż jest niepokonany.
Dla Wildera to druga porażka w karierze, w obu przypadkach pogromcą był Anglik, a ich pierwsza walka, prawie trzy lata temu, zakończyła się remisem. Nie pomogła zmiana trenera (Marka Brelanda zastąpił przyjaciel Wildera i jego były rywal Malik Scott) oraz dodatkowe kilogramy. Mierzący 201 cm Amerykanin z Alabamy ważył 108 kg – 12 kg więcej niż w ich pierwszej walce, w której dwukrotnie posłał Fury'ego na deski.
Tym razem pierwszy leżał Wilder i mało brakowało, by walka skończyła się w trzeciej rundzie. Ale w kolejnej, czwartej, dwukrotnie padał na deski Fury i gdyby nie gong kończący to starcie, być może Wilder odzyskałby pas. Kłopot w tym, że dodatkowe mięśnie trzeba odpowiednio dotlenić i od piątego starcia kryzys kondycyjny Amerykanina był już widoczny.
A przecież zaczął dobrze, wygrał pierwsze starcie, bijąc na korpus rywala. Nieprzypadkowo jednak Fury jest niepokonanym mistrzem królewskiej kategorii, to on sześć lat temu przerwał panowanie Władimira Kliczki, odbierając mu trzy mistrzowskie pasy. A kiedy wracał na ring po długiej przerwie spowodowanej depresją, narkotykami i tylko on wie, czym jeszcze, prawie nikt nie dawał mu szans w ich pierwszej wojnie z Wilderem.
1 grudnia 2018 roku w Los Angeles sędziowie wypunktowali remis, ale lepszym pięściarzem był Fury. Wilder uratował należący wtedy do niego pas WBC, posyłając go na deski w dziewiątej i dwunastej rundzie, ale sygnał ostrzegawczy ze strony „Króla Cyganów" został wysłany. 22 lutego ubiegłego roku, w Las Vegas, Fury nie zostawił już żadnych wątpliwości. Rzucony przez Brelanda ręcznik uratował Wildera przed ciężkim nokautem, a pas WBC zmienił właściciela.