Stawką w tym pojedynku był pas WBO w wadze średniej, należący do niepokonanego Andrade. Dla Sulęckiego była to pierwsza szansa wywalczenia mistrzowskiego tytułu.
Nie brakowało głosów, że da radę i będzie piątym, po Dariuszu Michalczewskim, Tomaszu Adamku, Krzysztofie Włodarczyku i Krzysztofie Głowackim, polskim mistrzem świata, ale rzeczywistość w rodzinnym mieście Andrade okazała się dla Polaka mało przyjemna.
Walkę zapowiedział słynny Michael Buffer, Sulęckiego powitała grupa kilkuset rodaków. – To walka życia. Jestem tu, by odebrać mistrzowi pas, i tego dokonam – mówił Polak. Andrade nie pozostawał dłużny. – Myślę już o walkach z Saulem Alvarezem lub Giennadijem Gołowkinem. Sulęcki to tylko przystanek na drodze do celu.
Przed pierwszym gongiem nie spojrzeli sobie w oczy a ci, którzy liczyli, że Sulęcki ruszy do ataku, byli zaskoczeni, bo to Andrade zaatakował i już w pierwszej rundzie Polak padł na deski po ciosie na głowę.
Sulęcki czekał na kontrę, starał się blokować uderzenia mistrza świata, ale przegrywał kolejne starcia. Andrade dyktował warunki do końcowego gongu. Punktacja (3 x 120:107) i statystyki komputerowe nie pozostawiają wątpliwości, kto był lepszy.