Anglicy mają też najwięcej (9) kwalifikacji do mistrzostw świata, które na przełomie sierpnia i września odbędą się w Hamburgu (dawał je awans do ćwierćfinałów).
Polacy, choć pojechali na Ukrainę w pełnym, dziesięcioosobowym składzie, wypadli gorzej niż dwa lata temu. Wtedy srebrne medale zdobyli Tomasz Jabłoński oraz Igor Jakubowski i w klasyfikacji medalowej Polacy zajęli siódme miejsce. Na podium w Charkowie, z brązowym medalem, stanął tylko Mateusz Polski (64 kg), co dało nam miejsce 12., wspólnie z siedmioma innymi drużynami.
Dwie kwalifikacje na MŚ (Polski i Damian Kiwior – 69 kg) oraz zaledwie pięć wygranych walk też nie dają podstaw do optymizmu. Te dane statystyczne podaję tylko dlatego, by pokazać, że nowi trenerzy, na czele z młodym Karolem Chabrosem, choć ciężko pracowali, nie dokonali cudów.
Trzeba jednak przyznać, że ćwierćfinałowa wygrana Polskiego z Lorenzo Sotomayorem odbiła się głośnym echem w Charkowie. Kubańczyk z azerskim paszportem to przecież aktualny wicemistrz olimpijski w wadze lekkopółśredniej, a Polski przekładał go w ringu z ręki do ręki, Sotomayor był dwukrotnie liczony i ukarany ostrzeżeniem.
Tym bardziej więc żal, że pięściarz Róży Karlino nie poszedł za ciosem i w półfinale przegrał z Hovshannesem Baczkowem, którego kilka tygodni wcześniej pokonał w meczu Polska – Armenia. Baczkow na tym nie poprzestał, w pojedynku o złoto był lepszy od Anglika Luke'a McCormacka.