78 tysięcy ludzi na Principality Stadium w Cardiff, atmosfera wielkiego sportowego święta. Tak dziś wyglądają walki gwiazdora z Wysp Brytyjskich, mistrza wagi ciężkiej, 28-letniego Anthony'ego Joshuy.
Złoty medalista igrzysk w Londynie (2012) nokautuje jednego rywala po drugim, tak jak kiedyś młody Mike Tyson, który wygrał przez nokaut 19 walk z rzędu. Joshua już o jedną więcej. Szkoda tylko, że sędzia ringowy Phil Edwards przerwał pojedynek z Takamem w dziesiątej rundzie, a nie musiał. Kameruńczyk z francuskim paszportem, choć już mocno rozbity, był w stanie walczyć dalej.
– Zadaniem sędziów jest dbać o bezpieczeństwo zawodnika. Ja zrobiłem swoje, on swoje – tak tłumaczył Joshua decyzję Edwardsa, choć w ringu, zaraz po ogłoszeniu werdyktu, się od niej odcinał.
Joshua miał walczyć w Cardiff z Bułgarem Kubratem Pulewem, ale gdy ten 12 dni przed terminem walki doznał kontuzji barku, propozycję otrzymał 36-letni Takam i spisał się tak, jak oczekiwano: poprzeczkę zawiesił mistrzowi wysoko.
W czwartej rundzie był wprawdzie liczony, ale w kolejnych starciach wciągnął Joshuę w ringową wojnę. Rob McCracken, trener mistrza świata (IBF i WBA) odradzał mu walkę w półdystansie, ale Joshua chciał pokazać, że walcząc na warunkach Takama, też da mu radę.