Rafael Nadal jest siódmym tenisistą, który zwyciężył we wszystkich turniejach Wielkiego Szlema.
Nic nie mogło go złamać. Najpierw upały, potem szkwały, w końcu deszcz, zgiełk na trybunach i ostatni rywal, który grał najlepiej, jak potrafi. Nadal w wieku 24 lat pokazał, że ma spokój i wytrzymałość godne największych. Zwyciężył w dziewiątym turnieju wielkoszlemowym, trzecim w tym roku. Roland Garros, Wimbledonu i US Open w tym samym roku nie wygrał nikt od czasu triumfów Roda Lavera (1969).
– To więcej, niż marzyłem. Już awans do finału wydawał mi się cudowny – mistrz był elokwentny jak nigdy wcześniej. Finał nie był jego meczem życia, ale gdy było trzeba, Nadal pokazywał przebłyski geniuszu, by w decydującym czwartym secie grać już naprawdę bezbłędnie.
Mecz był wyczerpującą walką z wieloma wymianami, kilkunastoma punktami zdobytymi w zachwycający sposób i kilkunastoma piłkami niemożliwymi do obrony, lecz obronionymi – także w wykonaniu Djokovicia. Trzy godziny i trzy kwadranse zmiennej fortuny, pulsującego napięcia, z prawie dwugodzinną przerwą na deszcz przy stanie 6:4, 4:4 i 30-30 dla Hiszpana.
Mecz powinien się zacząć w południe, prognozy mówiły o słońcu i słońce świeciło. Stacja CBS miała jednak inne plany, których nie zmieniła mimo zapowiedzi niemal pewnych (70 procent) opadów, i wymusiła start o czwartej po południu czasu nowojorskiego, gdy mogła liczyć na większą oglądalność. Po przerwie i tak oddała transmisję partnerskiej sieci.