Na Li i Clijsters w finale. Przegrał Federer

W sobotę finał Na Li – Kim Clijsters. Djoković pokonał Federera

Aktualizacja: 28.01.2011 00:45 Publikacja: 28.01.2011 00:44

Na Li i Clijsters w finale. Przegrał Federer

Foto: ROL

Zabrać australijskich kibiców Karolinie Woźniackiej to duża sztuka. Obronić piłkę meczową i wygrać 3:6, 7:5, 6:3 z Dunką półfinał – jeszcze większa. Na Li zrobiła to wszystko i przeszła do historii tenisa: jest pierwszą Chinką, a nawet pierwszą Azjatką, w wielkoszlemowym finale gier singlowych.

Łatwo wskazać moment, w którym mecz Li – Woźniacka zmienił swój bieg. Liderka rankingu, grając ambitnie, ale dość ostrożnie, prowadziła w drugim secie 5:4, 40-30 i serwowała. Zamiast śmiało ruszyć po decydujący punkt, zostawiła sprawy rywalce i gorzko tego pożałowała. Na Li była w nerwach, ale nie bała się ataków, nawet nieudanych. Wygrała tę ważną piłkę, potem kolejne i jeszcze śmielej poszła po zwycięstwo.

Był to triumf wiary w siebie i konsekwencji. Po pierwszym secie, w którym Na Li często strzelała piłkami w auty, wydawało się, że tak agresywna, mocna gra z Dunką nie ma sensu. Ale sens był, bo zmuszana do ciągłego biegania Karolina nie wytrzymała naporu.

W trzecim secie nie wygrała już żadnej piłki po własnej akcji. Znów znajdzie się w ogniu krytyki tych, którzy nie doceniają jej wytrwałego, często skutecznego, ale obronnego tenisa. Być nr 1 na świecie bez Wielkiego Szlema w portfolio wciąż będzie jej ciężarem.

[srodtytul]Na własny rachunek[/srodtytul]

Na Li błyszczała na korcie, błyszczała w rozmowach z dziennikarzami. Uważana, nie bez podstaw, za trudny charakter kobiecego tenisa pokazała inne oblicze. – Nie wyspałam się przed półfinałem, bo mąż chrapał całą noc – oświadczyła prosto z mostu. Gdy ktoś zauważył, że awansowała do finału w piątą rocznicę ślubu, odpowiedziała: – To naprawdę dzisiaj?

Mąż i trener w jednej osobie też się śmiał. Na pytanie, co dało jej motywację do świetnej gry w drugiej połowie meczu, rzekła z pokerową miną: – Pula nagród, no nie?

Trochę bardziej wstrzemięźliwa była, gdy pytano o wpływ jej sukcesu na rozwój tenisa w Chinach. – Pewnie jakiś będzie – stwierdziła. W 2008 roku odcięła się od chińskiej federacji i zaczęła grać na własny rachunek. To posunięcie okazało się bardzo dobre dla jej kariery. Czas był ku temu, bo Na Li ma 28 lat, w tenisie to wiek dojrzały.

Zagra w finale z Kim Clijsters, której mecz z Wierą Zwonariową skończył się wynikiem 6:3, 6:3. Belgijka zagrała znacznie lepiej niż w ćwierćfinale z Agnieszką Radwańską, ale nie tak dobrze, by nie zauważyć, że przede wszystkim zbiera dziś owoce doświadczenia.

– Parę ładnych lat jestem w WTA Tour, grałam wielkie mecze i nie zawsze wygrywałam. To naprawdę wiele daje – mówiła. W półfinale z Rosjanką grała z opatrunkiem na udzie, to, obok wielkiej formy Na Li, jest jeden z powodów, by ostrożnie typować wynik sobotniego finału. Nie można też zapomnieć, że dwa tygodnie temu w finale w Sydney Chinka wygrała z Belgijką w dwóch setach. – Na Li prawie nie ma słabych stron – oceniała Clijsters w czwartek, ale w tym „prawie” kryła się nadzieja.

[srodtytul]Popcorn w łóżku[/srodtytul]

Novak Djoković wygrał z Rogerem Federerem 7:6 (7-3), 7:5, 6:4 i zasłużył na wszelkie pochwały. Mieć dobry pomysł na sukces to jedno, wykonać bezbłędnie zadanie na oczach 15 tysięcy widzów – drugie. Serb postawił na ciężką pracę, trochę w stylu Rafaela Nadala. Żadnej ulgi w wymianach, każda piłka jest do dogonienia. Nie atakował pospiesznie, nie ryzykował ponad miarę, tylko krok po kroku budował małe przewagi, z nich większe, aż wreszcie mógł zdobyć punkt.

Federer nie panował nad wydarzeniami. Pasywnie rozegrał tie-break i stracił pierwszego seta. W drugim znalazł chwilę, gdy Serb miał mały kryzys. Był znów magikiem rakiety od stanu 1:2 do 5:2, ale nawet wtedy nie złamał Djokovicia. Serb wrócił jeszcze twardszy, poprawił serwis i gdy wygrał 7:5, już chyba rozstrzygnął losy meczu, choć w trzecim secie oglądaliśmy udany pościg Federera od stanu 2:4 do remisu. – Jutro wezmę do łóżka popcorn i popatrzę sobie spokojnie na półfinał David Ferrer – Andy Murray – mówił szczęśliwy Djoković. Trzy lata temu też wygrał ze Szwajcarem w półfinale i potem zdobył swój jedyny tytuł w Wielkim Szlemie.

W piątek zaczęły się też finały. Pierwszy rozegrały deblistki Gisela Dulko i Flavia Pennetta oraz Wiktoria Azarenka i Maria Kirilenko.

[ramka][b]Mężczyźni – 1/2 finału: [/b]

N. Djoković (Serbia, 3) – R. Federer (Szwajcaria, 2) 7:6 (7-3), 7:5, 6:4.

[b]Debel – 1/2 finału:[/b]

B. Bryan, M. Bryan (USA, 1) – E. Butorac, J. J. Rojer (USA, Antyle Holenderskie) 6:3, 6:2;

M. Bhupathi, L. Paes (Indie, 3) – M. Mirny, D. Nestor (Białoruś, Kanada, 2) 7:6 (7-5), 4:6, 6:3.

[b]Kobiety – 1/2 finału: [/b]

Na Li (Chiny, 9) – K. Woźniacka (Dania, 1) 3:6, 7:5, 6:3;

K. Clijsters (Belgia, 3) – W. Zwonariowa (Rosja, 2) 6:3, 6:3.[/ramka]

Tenis
Złość, a potem uspokojenie. Iga Świątek w ćwierćfinale Qatar Open
Tenis
Qatar Open: Magda Linette gra dalej, Aryna Sabalenka i Coco Gauff wyeliminowane
Tenis
ATP 250 w Marsylii. Hubert Hurkacz w swoim żywiole
Tenis
WTA Doha. Iga Świątek wygrała z Marią Sakkari i zaczęła marsz po czwartego orła
Tenis
Belinda Bencic wygrała turniej w Abu Zabi. Tenisowe mamy wciąż mają się dobrze