Jednak nie wiadomo, czy Polka zostanie ósmą uczestniczką Masters. Jak na taki ważny mecz, Radwańska grała zadziwiająco spokojnie, czasem za spokojnie. Może liczyła na kaprysy formy Czeszki, może uznała, że nie ma co z całych sił walczyć z losem i zostawiła najważniejsze decyzje swej rywalce.
Źle to wymyśliła. Lucie Safarova jest lepsza w ataku niż w obronie. Lubi mieć inicjatywę w grze. Gdy mogła atakować swym znakomitym leworęcznym forehandem, to bez obaw to robiła i skutki bywały z reguły opłakane dla Radwańskiej. Agnieszka po swojemu szukała taktycznych pomysłów na zdobywanie punktów, ale w zderzeniu z nieprzyjemnym i coraz bardziej skutecznym tenisem rywalki nie była w stanie realizować planów.
Tylko początek (3: 0 dla Radwańskiej) obiecywał inny koniec, ale gdy tylko Czeszka wyrównała i zdobyła seta, zaczął się twardy bój, w którym twardsza była Safarova. Wypuściła drugiego seta, raczej ze swej winy, bo Polka wcale nie grała lepiej. Posłuchała rad trenerki Biljany Veselinović i w trzecim to ona uciekała Radwańskiej, by w siódmym gemie zdobyć decydującą przewagę i wygrać po drugiej piłce meczowej.
Na stronie internetowej WTA Tour zapowiedź meczu Polki z Czeszką miała proroczy tytuł: „Strzał Safarovej w przeznaczenie Radwańskiej". Strzał okazał się celny, ale, trzymając się poetyki porównania, Marion Bartoli musi jeszcze sama trafić cztery razy, by pomóc swemu przeznaczeniu i być w najlepszej ósemce świata podczas wielkiego finału sezonu w Stambule.
Francuzka ma przed sobą – w wersji najbardziej optymistycznej – cztery mecze, od czwartku do niedzieli. Na pewno dwa, zapewne trzy z Rosjankami. Zacznie dziś po południu (drugi mecz na korcie centralnym) od spotkania ze zdolną i bojową 20-letnią Ksenią Pierwak (38. WTA). Jeśli ją pokona, to w ćwierćfinale czekać będzie Jekaterina Iwanowa (175. WTA) lub Jelena Wiesnina (64. WTA). Pokonanie tych rywalek oznaczać będzie najprawdopodobniej walkę w półfinale z lokalną heroiną – Wierą Zwonariową.