Szósty tegoroczny mecz Polki z Białorusinką nie różnił się wiele od poprzednich. Porażka Agnieszki była dość wyraźna – 2:6, 4:6, gra tylko chwilami odważna.
Jeszcze raz Radwańska nie znalazła w sobie wiary, że jest w stanie wygrać z agresją rywalki i szkoda, bo Azarenka w sobotę grała nieco gorzej niż zwykle. Tandem trenerski Sam Sumyk i Amelie Mauresmo nie miał pewnych min, gdy widział popsute serwisy i rwane akcje Wiktorii.
– Nie jest miło, jak się w kółko przegrywa z jedną osobą, ale trzeba też dostrzec pozytywy: ciągle z nikim innym nie przegrywam. Ochota na rewanż? Tak, oczywiście, ale dopiero za parę miesięcy – mówiła po porażce Polka.
Zapewne z satysfakcją obejrzała finał. Serena Williams zrobiła Białorusince to, co od stycznia liderka rankingu WTA robi Polce. Z widoczną determinacją pognębiła Wiktorię, nie opuściła żadnej okazji, by pokazać, kto naprawdę rządzi w kobiecym tenisie. Godzina gry, 6:1, 6:3, zwyciężyła z uśmiechem na ustach, największy towarzyszył asowi serwisowemu, który oznaczał tytuł, puchar i czek na 631 tys. euro. Błękitny sen Sereny się spełnił, wciąż jest silna jak kiedyś, mocno postraszyła wszystkie młodsze i zbyt pewne siebie rywalki.
W turnieju męskim w finale zagrali ci, którzy najmniej narzekali na niebieską mączkę: Roger Federer i Tomas Berdych. Szwajcar wygrał 3:6, 7:5, 7:5. Federer odniósł 20 zwycięstwo w turnieju rangi ATP Masters 1000.