Nocnego meczu z Marią Szarapową wygrać się nie udało, ale nie można powiedzieć złego słowa na Radwańską za ponad trzy godziny nieustępliwości i ogromnej ambicji.
To była Agnieszka w dobrym, może nawet najlepszym wydaniu: lotna, waleczna i bardzo konsekwentna w taktycznych próbach zniwelowania siły Rosjanki.
Gradobicie czy trąba
Ładna porażka rzadko cieszy, ale Radwańska znów trochę zbliżyła się do tych, które potrafią uderzać mocniej. – Wyszedł nam dobry mecz, był bardzo wyrównany, mogłam wygrać w dwóch setach, ale nie wykorzystałam sporej szansy. W grze przeciw tak dobrej zawodniczce to jednak się mści. Nie wolno wypuszczać okazji z rąk – mówiła dziennikarzom, którzy przyszli na bardzo późną konferencję prasową.
Dobrze, że Polka i Rosjanka zostały zwolnione z obowiązku gry w czwartek, bo obie wróciły do hotelu nad ranem. Organizatorzy Masters chyba nie przewidzieli, że trzy mecze najlepszych tenisistek świata mogą trwać od 17 do 2.15 czasu tureckiego.
Drugie zwycięstwo Szarapowej oznaczało, że Maria ma już awans do półfinału w kieszeni, jej piątkowy mecz z Samanthą Stosur będzie walką o premię, prestiż i może jeszcze mieć znaczenie w kwestii, na kogo lepiej trafić w półfinale: Serenę Williams albo Wiktorię Azarenkę. To tak naprawdę wybór jak między gradobiciem a trąbą powietrzną, więc może Rosjanka wcale nie zamierza o tym myśleć.