Szybka nawierzchnia DecoTurf położona, nadzieja na polski sukces i grę w barażach o grupę światową nie ginie. Dziś losowanie par. Pierwszy mecz w piątek o 16.
Podstawą polskiego optymizmu jest nie tylko dobre przygotowanie Jerzego Janowicza i kolegów, lecz również wiedza, że tenisiści z Republiki Południowej Afryki przyjechali bez armat. Właściwie bez jednej armaty – Kevina Andersona (29. ATP), który może równać się wzrostem i siłą serwisu nawet z polskim bombardierem z Łodzi.
Gdyby porównywać historyczne osiągnięcia RPA w Pucharze Davisa z sukcesami Polaków, to górą byliby goście. Przemawia za nimi ten jedyny tytuł zdobyty bez walki w finale w 1974 roku, gdy Indie z przyczyn politycznych odmówiły rywalizacji. W papierach jednak zostało: Ray Moore, Cliff Drysdale, Frew McMillan, Bob Hewitt – to pokolenie mistrzów.
W czasach nam bliższych, nawet gdy w składzie pojawił się świetny Wayne Ferreira, grupa światowa coraz częściej uciekała tenisistom RPA, ostatni raz grali w niej w 1998 roku. Bilans z Polakami mają dodatni – 2:0, wygrali w przedwojennym meczu w 1935 roku w Warszawie i tym z 2003 roku w Polokwane, gdy w polskiej kadrze grali – jak obecnie – Łukasz Kubot, Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, tylko drugim singlistą był jeszcze Bartłomiej Dąbrowski.
Kilka lat temu tenisiści Południowej Afryki tułali się w grupie III rozgrywek strefowych, ale przez ostatnie cztery sezony zawsze docierali do baraży o grupę światową i choć niezmiennie przegrywali decydujące mecze, to ranking światowy (22. pozycja) wciąż umieszcza ich wyżej niż Polskę (29. miejsce).