Nudy na korcie Suzanne Lenglen nie było. Polka i urodzona w Brnie Amerykanka (jako Nicole Melicharova) prowadziły w pierwszym secie już 5:2 i serwowały, lecz w decydującej chwili rywalki znacząco poprawiły grę i to one wygrały kolejne cztery gemy. Decydował tie-break, w którym fala powodzenia wciąż niosła Guarachi i Krawczyk.

Drugi set przyniósł radykalną poprawę gry debla polsko-amerykańskiego (serwisy i returny Świątek miały znaczenie), w trzecim do stanu 4:4 wszystko mogło się zdarzyć, ale dziewiąty, długi (10 minut) gem przyniósł istotne wydarzenia: wybuch złości Igi po zapewne niesłusznej decyzji sędziego o zagraniu piłki dłonią i znaczny wzrost napięcia na korcie, które lepiej wytrzymały Alexa i Desirae.

Pierwszego finału deblowego w Wielkim Szlemie dla Świątek, trzeciego dla Melichar zatem nie będzie, wygrały te, które wcześniej pokonały najlepszy obecnie debel świata: Su-Wei Hsieh i Barborę Strycovą. Małe pocieszenie, ale zawsze: tata Desirae Krawczyk jest Polakiem.

Dwie godziny wcześniej pierwszymi finalistkami zostały inne specjalistki od gry deblowej: Timea Babos i Kristina Mladenovic. Zasłużona para węgiersko-francuska (wśród wielu wspólnych wygranych mają trzy tytuły w Wielkim Szlemie i dwukrotny sukces w WTA Finals) pokonała Czeszki Barborę Krejcikovą i Katerinę Siniakovą 6:2, 4:6, 7:5. Mecz także był długi (2,5 godziny) i bardzo zajmujący, w końcu grały mistrzynie Roland Garros z ubiegłego roku z mistrzyniami sprzed dwóch lat.

Babos i Mladenovic w tym roku wygrały już Australian Open. W US Open po pierwszym meczu zostały jednak wycofane z turnieju ze względu na kontakt z zakażonym Covid-19 kolegą. W niedzielnym finale to chyba one będą kandydatkami do zwycięstwa.