Jeszcze niektórzy kibice zapewne pamiętają rewelacyjny mecz i zwycięstwo Kei Nishikoriego nad Djokoviciem w półfinale US Open 2014, ale czas powoli o tym zapominać. W Paryżu była krótka walka, 62 minuty lania i po robocie.
Serb mówił, że z jego strony to było świetne spotkanie i wcale nie przesadzał. Można było tłumaczyć wynik (6:2, 6:3) zmęczeniem Japończyka, w końcu miał na odpoczynek po wielkiej walce z Davidem Ferrerem tylko kilkanaście godzin, ale trzeba oddać co należne liderowi rankingu światowego: był szybki, skoncentrowany, świetnie serwował.
Udział w finale oznacza, że Serb zwiększył przewagę nad Rogerem Federerem w rankingu ATP World Tour do 910 punktów. Jeśli zwycięży, to ten dystans wzrośnie do 1310 punktów. Poza tym może to być zwycięstwo Novaka nr 600 w cyklu ATP, to informacja dla tych, który lubią okrągłe statystyki. Nishikoriemu pozostaje wciąż miła świadomość, że jest pierwszym tenisistą urodzonym w Azji, który zagra w Masters.
Dzień po pokonaniu pierwszy raz Rogera Federera Milos Raonic z silną wiarą w siebie wyszedł na mecz z Tomasem Berdychem. Wygrał w trzech setach 6:3, 3:6, 7:5. Serwował świetnie, właściwie nie było siły, by rywal zdobył punkt, gdy urodzony w Czarnogórze Kanadyjczyk trafiał piłką w karo za pierwszym podaniem.
– Miałem w sobie mnóstwo motywacji z powodu awansu na ATP Finals w Londynie, nie chciałem pokazać, że zwalniam tempo – mówił po sukcesie. W finale tak poważnego turnieju gra drugi raz (pierwszy był rok temu w Montrealu), ale powtórka się szykowała od dawna – w sześciu z ośmiu wcześniejszych tegorocznych turniejów z cykle ATP Masters 1000 grał w ćwierćfinale lub półfinale.