Turniej zakończył się takim meczem, jakiego oczekiwała znaczna część publiczności: w niedzielne popołudnie wyszli na kort Novak Djoković i Roger Federer. Zagrali 39. raz (trzeci w tym roku) i stworzyli widowisko prawie na miarę swych legend.
Prawie, bo po doskonałym pierwszym secie wygranym 6:4 przez Serba, w drugim lider rankingu jeszcze się poprawił, ale jego rywal – nie. Na tym poziomie prowadzenie 3:0 to za dużo, by liczyć na nagły zwrot akcji. 6:4, 6:3 wygrał zatem Djoković, dołożył kolejną cegiełkę do pomnika swej chwały i ma pełne prawo myśleć, że skoro Rzym zdobyty, to i Paryż czeka – a więc wygra Roland Garros.