Mirosław Żukowski z Paryża
Trudno się to pisze, ale czegoś takiego mogliśmy się spodziewać. Może nie aż takiej beznadziei i braku ognia w oczach, jak w trzecim secie meczu z Niemką (81 WTA), ale nieszczęście od dłuższego czasu pukało do drzwi Radwańskiej i w Paryżu, niestety, rozgościło się na dobre. Z tą samą tenisistką Agnieszka wygrała w marcu ubiegłego roku w Indian Wells 6:0, 6:0.
Kiedy Dawid Celt i Krzysztof Guzowski w słoneczne poniedziałkowe przedpołudnie przyszli na kort nr 4, by w towarzystwie Wojciecha Fibaka zobaczyć mecz Pauli Kani z Moną Barthel, mieliśmy prawo sądzić, że przyglądają się Niemce - rywalce Agnieszki w drugiej rundzie. Tymczasem zobaczyli świetny mecz i zwycięstwo dziewczyny z Sosnowca 5:7, 6:2, 6:4 i to Kania gra dalej, a Radwańska i jej sztab jadą do domu. Podczas konferencji prasowej po meczu zobaczyliśmy pannę Agnieszkę jakiej nie znamy. W przeszłości wiele razy po porażkach patrzyła tylko w przód, bagatelizowała znaczenie tego co się stało, a tym razem w jej oczach widzieliśmy ślady łez, w cichym głosie słyszeliśmy niepewność, a na pytanie jak długo potrwa kryzys dostaliśmy odpowiedź: „Może pięć dni, może dwa lata, może robię się stara". Oczywiście pewne zaklęcia przetrwały: czekamy na sezon na kortach trawiastych, mam nadzieję, że Wimbledon mnie uzdrowi.
Na pytanie, czy jest jakiś plan B, jeśli jednak nie uzdrowi, Radwańska odpowiedziała kategorycznie: „Mam najlepszy z możliwych sztab". To oznacza, że rewolucji nie będzie, choć miejsce w rankingu WTA jest coraz gorsze, trzeba grać na korcie nr 6, co do niedawna było niewyobrażalne, jednym słowem pole do refleksji jest już przygotowane. Ze spraw konkretnych dowiedzieliśmy się tylko jednego: pomimo rezygnacji z turnieju w Rzymie, długiego i spokojnego treningu w Polsce, ze zdrowiem wciąż są kłopoty. „Coś się zapaliło - jedno, drugie, trzecie, już tu w Paryżu" - powiedziała Radwańska po porażce i nie dała się namówić na zwierzenia o konkretach tego stanu zapalnego. Dziś w Paryżu grę zaczyna drugi polski as w kryzysie i po przejściach - Jerzy Janowicz. Jego rywalem o godz. 11.00 na korcie nr 7 będzie 20 - letni Francuz Maxime Hamou (225 ATP). Dostał się on do turnieju głównego dzięki „dzikiej karcie", którą mieli do dyspozycji gospodarze.
Miejmy nadzieję, że to będzie nasza kolejna radość, już druga po tym, jak pięknie czwarty mecz w Paryżu wygrała Paula Kania (startowała w eliminacjach). Jeśli jej celem rzeczywiście jest pomnik w rodzinnym Sosnowcu, tuż obok Jana Kiepury, to powinna nie tylko w meczu z Beck się postarać. Mistrz Jan, wykonawca hitu z czasów świetności Jadzi Jędrzejowskiej („Brunetki, blondynki...") zapewne nie miałby nic przeciwko temu, bo dziewczyna jest ładna, bystra i skora do śmiechu.