Ostatni ćwierćfinał trwał na korcie nr 1 ponad trzy godziny, Berrettini pokonał w nim Kanadyjczyka Feliksa Auger-Aliassime'a 6:3, 5:7, 7:5, 6:3. Spotkanie było wyrównane, obaj tenisiście znają się doskonale, często ze sobą trenują, więc o zaskoczenia trudno. Zadecydowało nieco większe doświadczenie młodego Włocha, tegorocznego mistrza turnieju w Queens'.
W tym czasie Hubert Hurkacz długo wypełniał liczne obowiązki medialne, jakie spadły na niego po sukcesie na korcie centralnym. W głównej sali konferencyjnej Wimbledonu był dopiero drugi raz w tym roku. We wtorek po pokonaniu Daniiła Miedwiediewa mówił przede wszystkim o tym, jak wielkim idolem jest dla niego Roger Federer oraz o tym, że wielkie korty świata to jest jednak także jego miejsce, a dobre wychowanie nie przeszkadza w osiąganiu sukcesów sportowych.
W środę, po pokonaniu wielkiego Szwajcara przede wszystkim wyjaśnił, że potrafi się denerwować, był też trochę przejęty przed początkiem meczu z Federerem, bo nie przywykł jeszcze do grania w Wielkim Szlemie z takimi sławami. – W miarę możności jednak starałem się być spokojny – dodał.
Udany powrót w drugim secie uzasadnił silną wiarą w swe umiejętności. – Zawsze wierzę w siebie podczas meczu, ufam mej grze i staram się być tak agresywny jak potrafię. Koncentruję się tylko na takich sprawach. Przed ćwierćfinalem oczywiście zdawałem sobie sprawę, że to mecz z Rogerem, ale jak zawsze próbowaliśmy z trenerem C. B. (Craigiem Boyntonem) nakreślić plan gry, który miał dać mi sukces – mówił.
Wcześniejsze porażki, zwłaszcza tę na trawie w Stuttgarcie ze szwajcarskim nastolatkiem Dominikiem Strickerem wyjaśnił również prosto: – To był mój pierwszy mecz na trawie, bez treningu, nie miałem wówczas żadnej praktyki. Po paru spotkaniach nabrałem odpowiedniego doświadczenia i pewności siebie. Doświadczenie z wczorajszej gry na korcie centralnym dziś też się przydało.