Polak był faworytem, Varilles jeszcze kilka dni temu dla wielu kibiców był tenisistą anonimowym. 27-latek przyjechał jednak do Paryża świetnie przygotowany i drugi raz z rzędu pokonał wyżej rozstawionego rywala. To była bitwa na wyniszczenie, obaj panowie prosili o przerwy medyczne. Kiedy zaczynał się piąty set, nikt inny już na Roland Garros nie grał. Zostali tylko dwaj niezłomni.
Varillas i Hurkacz w dwóch pierwszych rundach porwali się na wysiłek maratoński - obaj zagrali po dziesięć setów, spędzili na mączce długie godziny. Polak rok temu awansował w Paryżu do czwartej rundy, bronił więc dużych punktów. Rywal wygrał dopiero swoje pierwsze mecze w turnieju Wielkiego Szlema i przeciwko naszemu tenisiście nie miał nic do stracenia.