Polak był faworytem, Varilles jeszcze kilka dni temu dla wielu kibiców był tenisistą anonimowym. 27-latek przyjechał jednak do Paryża świetnie przygotowany i drugi raz z rzędu pokonał wyżej rozstawionego rywala. To była bitwa na wyniszczenie, obaj panowie prosili o przerwy medyczne. Kiedy zaczynał się piąty set, nikt inny już na Roland Garros nie grał. Zostali tylko dwaj niezłomni.
Varillas i Hurkacz w dwóch pierwszych rundach porwali się na wysiłek maratoński - obaj zagrali po dziesięć setów, spędzili na mączce długie godziny. Polak rok temu awansował w Paryżu do czwartej rundy, bronił więc dużych punktów. Rywal wygrał dopiero swoje pierwsze mecze w turnieju Wielkiego Szlema i przeciwko naszemu tenisiście nie miał nic do stracenia.
Czytaj więcej
Iga Świątek i Hubert Hurkacz awansowali do trzeciej rundy. Tenisistów w Paryżu martwią wiatr oraz ciężkie piłki.
Dotarł do trzeciej rundy wielkoszlemowego turnieju dopiero jako piąty Peruwiańczyk, pierwszy od dwudziestu lat. Poprzednio dokonał tego Jaime Ygaza, który zawsze był dla Varillasa wzorem. Już podczas meczu z Hiszpanem Roberto Bautistą-Agutem wspierała go grupka fanatycznych kibiców. Jest w czołowej "trzysetce" rankingu ATP peruwiańskim rodzynkiem. Teraz także szaleli na trybunach.
Varillas w nagrodę za wygraną zmierzy się z Djokoviciem, który pokonał Alejandro Davidovicha Fokinę 7:6(4), 7:6(5), 6:2, ale trzysetowy dystans meczu nie oddaje jego przebiegu, bo Hiszpan grał na bardzo wysokim poziomie. Panowie stworzyli emocjonujący pojedynek: imponowali wytrwałością, nagradzali kibiców efektownymi wymianami, o zwycięstwie w dwóch pierwszych partiach decydowały tie-breaki.