To dobre podsumowanie czasu zmian męskiego tenisa zawodowego – mecz o tytuł stoczą w niedzielę 19-letni Hiszpan, pierwszy nastolatek w nowojorskim finale od czasów Pete’a Samprasa (czyli od 32 lat) oraz 23-letni Norweg, który bardzo konsekwentnie, krok po kroku zbliża się do największych zaszczytów na kortach.
Zaczęli Ruud i Chaczanow. Z początku obaj byli nerwowi, lepiej i szybciej presję opanował młody Norweg i stopniowo zaczął budować przewagę nad Rosjaninem. Grał tak, jak to robi od zawsze: spokojnie, może bez fajerwerków, ale wystarczająco pewnie, by zneutralizować potężny serwis i wolej rywala. Zwyciężył 7:6 (7-5), 6:2, 5:7, 6:2.
Czytaj więcej
Iga Świątek pokonała w trzech setach Białorusinkę Arynę Sabalenkę (3:6, 6:1, 6:4) i awansowała do...
Widać w tenisie Ruuda włożoną pracę, widać wysiłek i wytrwałość oraz wiarę, że to wszystko przyniesie efekty. – Ten mecz był z mojej strony dobry. Było w nim wprawdzie parę przełamań serwisów i odrabiania strat, ale trzeba wziąć pod uwagę, że dla obu z nas było to chyba najważniejsze spotkanie w życiu. Nieco szczęśliwe zwycięstwo w pierwszym secie trochę mnie uspokoiło, w drugim i czwartym było już znakomicie – mówił zwycięzca, który raczej wie, że na razie nie jest ulubieńcem miłośników tenisa, ale równie dobrze zdaje sobie sprawę, że zostanie doceniony, jeśli zacznie wygrywać wielkie turnieje.
Jest pierwszym Norwegiem, który zagra w finale US Open. Osiągnięcia ojca, Christiana Ruuda (w szczycie kariery na 39. miejscu na świecie) przebił już dawno, także trzy miesiące temu, gdy w finale Roland Garros walczył bez powodzenia z Rafaelem Nadalem.