Jeśli tenisista spoza tego kwartetu wygrywał turniej wielkoszlemowy, była to sensacja. Ostatnie lata to dominacja Djokovicia i jeśli ktoś sięgnąłby po gazety z początku roku, autorzy niektórych tekstów musieliby się przyznać do zupełnie nietrafionych prognoz. Serb miał dominować, jego technika i mentalna siła miały być gwarancją sukcesów na lata.
Dziś widać, że kolejny raz zgrzeszyliśmy brakiem pokory wobec tenisa i wyzwań, jakie on stawia. Djoković pod koniec roku sam siebie pyta, jak żyć, angażuje psychologów i przegrywa.
Federer, który przez całą karierę unikał kontuzji, przerwał grę na sześć miesięcy, zrezygnował nawet z igrzysk w Rio, o których kiedyś mówił jak o kamieniu milowym kariery (indywidualnego olimpijskiego złota wciąż nie ma). Powinien wrócić na Australian Open, ale jaki to będzie Federer i czy Szwajcar znów wygra Wimbledon? On sam przyznaje, że nie wie.
Nadal już od dawna gra na kredyt zaciągnięty od własnego zdrowia, jego tenis od zawsze był wyniszczający – dla rywali i samego Nadala. Może właśnie dlatego wobec Hiszpana najczęściej formułowane były dopingowe podejrzenia.
Z nim jest tak samo jak z Federerem – ma wrócić w Melbourne, gdzie zawsze zaczyna się tenisowy rok i wszyscy mają nadzieję, że także nowe życie. Kończący sezon turniej Masters bez Federera i Nadala? Jeszcze niedawno wydawało się to nierealne, ale w tym roku tak właśnie będzie.