Widzowie wczorajszego finału w Sydney mieli prawo trochę narzekać. Dominika Cibulkova przegrała w godzinę z Polką 0:6, 0:6. To wynik, który w finałowych meczach w turniejach WTA rzadko się spotyka, poprzedni zapisano w 2006 roku w Palermo.
Pokonana, gdy już wypłakała się w ręcznik, przepraszała za nieudane spotkanie, mistrzyni przepraszała z odrobiną uśmiechu, że była tak bezwzględna. Agnieszka Radwańska nie musiała oczywiście przepraszać, po prostu z profesjonalnym spokojem zrobiła swoje ze zbyt zestresowaną Słowaczką.
Polska czwórka
Podsumowanie dwóch zwycięskich tygodni Polki wygląda znakomicie: bilans meczów 9-0, setów 18-0, do tego 550 punktów rankingowych netto (po odjęciu ubiegłorocznych zysków za półfinał w Sydney), 157 tys. dolarów więcej na koncie i perspektywa świetnego startu w Australian Open.
Na losowanie w Melbourne starsza z sióstr Radwańskich też nie może narzekać. W pierwszej rundzie Bojana Bobusić (307. WTA), w następnej Irina-Camelia Begu (53.) lub Arantxa Rus (70.). Na poziomie ćwierćfinału Na Li (6.) lub Samantha Stosur (9.), a dopiero w półfinale Maria Szarapowa (3.), a może Venus Williams. Serena Williams i Wiktoria Azarenka znalazły się po drugiej stronie drabinki.
W przypadku pozostałej polskiej trójki może nie trzeba patrzeć aż tak daleko, ale pierwsza runda nie budzi wielkich obaw. Urszula Radwańska zagra z Jamie Hampton (64. WTA), Jerzy Janowicz z Simone Bolellim (80. ATP), z którym już wygrał w Wimbledonie, natomiast Łukasz Kubot trafił na Daniela Gimeno-Travera (71. ATP).