Radwańska była rozstawiona z nr 7, a Szarapowa z nr 10, ale grały tak, jakby dzieliły je lata świetlne. Polka chyba w ogóle nie wierzyła, że słońce w Ohio (było prawie 40 stopni) świeci choć trochę dla niej, a Szarapowa ani na moment nie straciła pewności, że cały ten spacer odbędzie po słonecznej stronie ulicy.
W pierwszym secie Radwańska przegrała trzy swoje gemy serwisowe z rzędu, przy stanie 1:3 oddała rywalce gema, choć serwowała i prowadziła 40:15. W tym momencie set ten praktycznie się skończył.
Początek seta drugiego na krótko dał nadzieję, że mecz może jeszcze być ciekawy. Do stanu 2:2 w oczach tenisistki z Krakowa widać było śladową wiarę w to, że zdoła odwrócić bieg wydarzeń, ale potem wszystko wróciło do normy dyktowanej przez Szarapową – były mocne ciosy Rosjanki, niepewny serwis Polki i jej strach przed returnem.
Mecz znów przypominał strzelanie do rzutków, Szarapowa podnosiła broń i zaczynała ostrzał. Nie był on zresztą przesadnie celny, wielokrotnie Rosjankę zawodziła ręka, piłki lądowały na aucie, ale Radwańska nie potrafiła tego wykorzystać, nie przycisnęła rywalki.
Kolejny raz przekonaliśmy się, że najlepsza polska tenisistka ma kłopoty w starciu z przeciwniczkami grającymi mocno i szybko. Jej spryt i technika nie wystarczają, a serwis, choć lepszy niż dawniej, wciąż nie daje przewagi.