Mecz Stosur – Schiavone mógł być dla niektórych przypomnieniem tegorocznego finału Wielkiego Szlema w Paryżu, ale dla tenisistek chyba nie był. Inna nawierzchnia, inna pogoda, inny czas. Obie debiutowały w Masters (ale tylko w części singlowej, w deblu już grały i to dobrze, zwłaszcza Australijka, która przed laty wygrała turniej dwa razy), obie szczyt formy miały w czerwcu i w Dausze do niego nie wróciły.
Zagrały jednak tak, że nie można było narzekać na brak suspensu. W początkowych czterech gemach Włoszka zaatakowała z wielką werwą, dała rywalce wygrać bodaj trzy piłki, zanosiło się na godzinę gry i klęskę Stosur. Taką samą zmianę ról widzieliśmy niedawno podczas finału Pucharu Kremla – Wiktoria Azarenka przegrywała w drugim secie z Marią Kirilenko 0:4 by wygrać 6:4. W kobiecym tenisie nie ma rzeczy niemożliwych. Australijka zagrała wreszcie bez stresu, poprawiła serwis, opanowała kapryśny bekhend, który bywał jej słabszą stroną, wygrała kilka trudnych wymian i dała Schiavone do zrozumienia, że nic na korcie nie jest jeszcze przesądzone. Podziało.
Drugi set był już bardziej klasyczny, jedno przełamanie serwisu przy remisie 4:4 oznaczało za chwilę pierwsze zwycięstwo Australijki. W Grupie Kasztanowej murowaną kandydatką do awansu jest Karolina Woźniacka, ale o drugie miejsce mogą jeszcze walczyć wszystkie pozostałe. O formie Jeleny Dementiewej nie wiadomo jednak wiele.
Rosjanka nie raz grała z Woźniacką długie i zacięte mecze, ale we wtorek jakby odbijała wbrew sobie. Może to złe podpowiedzi trenerskie spowodowały, że zamiast walczyć jak zawsze, wykorzystywać swe mocne strony, wymyśliła, że zaskoczy Karolinę Woźniacką nowymi pomysłami taktycznymi, którymi swój tenis ubarwia rzadko: skrótami, atakami przy siatce i różnorodną rotacją piłki. Na solidny i mocny jak zawsze tenis Dunki, takie granie nie miało sensu i skończyło się katastrofą: 1:6, 1:6.
Nie było także napięcia, błyskotliwych akcji, ani wytrwałych wymian w pierwszym meczu Masters. Zwonariowa wyszła na kort z miną pewną, odbiła parę piłek i już wiedziała, że z rywalką jest źle. Janković dwa tygodnie temu skarżyła się na infekcję w Chinach, z jej powodu opuściła kolejny turniej w Moskwie. Choroba, albo jej skutki wyraźnie nie minęły. Serbka była blada, biegała oszczędnie, oddychała ciężko. Może głowa chciała grać, ale ciało nie dawało rady. Potem Jelena powiedziała, że miała w tę wtorkową noc dreszcze, czyli objawy rosnącej gorączki oraz zawroty głowy, a nawet kłopoty z oddychaniem.