[i]Korespondencja z Londynu[/i]
Polski tenisista przyznał, że wraz ze swoim austriackim partnerem od dawna nie grali tak źle jak wczoraj, gdy przegrali z Dickiem Normanem i Wesleyem Moodie’m 1:6, 3:6.
Kubot po meczu powiedział „Rz”, że był najsłabszy na korcie. To chwalebny nadmiar samokrytycyzmu, bo każdy gem serwisowy Maracha też groził śmiercią lub kalectwem. Wszystkie przedmeczowe kalkulacje okazały się nieważne przy tak fatalnej grze. Miły był tylko początek (w pierwszym gemie swoje podanie przegrał Norman), ale jak się potem okazało, był to jedyny wygrany przez Kubota i Maracha gem w tym secie. Mówiąc po boksersku, oznacza to liczenie na stojąco. Na nokaut nie czekaliśmy długo. Apatyczny Kubot już w pierwszym gemie drugiego seta nie wykorzystał swego serwisu i zrobiło się beznadziejnie.
Rolę jednostki w deblu trafnie określił znakomity tenisista sprzed lat Amerykanin Peter Fleming (komentuje w Londynie mecze dla telewizji Sky Sport). Pytany o najlepszą parę w historii odpowiedział: „John McEnroe z byle kim”. Tę błyskotliwą uwagę warto docenić, bo byle kim był on, wygrali razem wszystko, są deblową legendą. Kubot i Marach przegrali, bo gdy jeden tonął, to drugi patrzył.
Wieczorem wrócił wielki Rafael Nadal, w porównaniu z poprzednim meczem nie do poznania – znowu był znakomity serwis, niszcząca rotacja i szybkie nogi. Novak Djoković wytrzymał tylko jednego seta, przegrał 5:7, 2:6.