Nie było w nim ani chwili nudy, bo Schiavone mimo niedostatków treningu i startów nie godziła się z porażką do ostatnich minut.
Trafiła na Agnieszkę w najlepszym wydaniu: spokojną, skupioną, przyjmującą potknięcia bez stresu, a jednocześnie pełną energii i pomysłów na rozgrywanie akcji. Było w jej grze wszystko, co lubimy. Ataki przy siatce – skuteczne niemal stuprocentowo, loby – palce lizać, dobre wybory taktyczne, odważne strzały w linię, minięcia atakującej rywalki, świetne akcje w obronie, szybkie nogi i ambicja. Były nawet asy serwisowe.
Schiavone nie odzyskała pewności uderzeń, rady trenerki Tathiany Garbin nie pomagały. Po grze Włoszki pozostało w pamięci kilka świetnych akcji, ale widoczne było także zagubienie.
Nagrodą dla Polki było bardzo ładne zwycięstwo, brawa publiczności po wielu zagraniach, także oklaski taty-trenera Roberta Radwańskiego.
Nie było potrzeby, bo Agnieszka od początku do końca panowała nad sytuacją. Wygrała pierwszego gema przy serwisie Włoszki, oddała drugiego, powalczyły trochę dłużej w trzecim, ale widać było, że będzie dobrze. W rodzinnym archiwum przybył zapis: drugie zwycięstwo nad Schiavone (łączny bilans 2-4) i przekonanie, że seria porażek z Włoszką i narzekania na jej zakręcony tenis skończyła się na zawsze.