Pierwszy set zaskakująco trudny, drugi znacznie łatwiejszy – mecz trwał trochę za długo jak na różnicę rankingową między 6. i 114. tenisistką na świecie. Dwa powody były widoczne od razu: Lepczenko jest kobietą większą i silniejszą fizycznie od Radwańskiej oraz gra lewą ręką, czego Polka nie lubi. Amerykanka z Taszkientu także nieźle serwowała i dopóki sił nie zabrakło, potrafiła stawiać silny opór.
Agnieszka zebrała się w sobie i trochę ze złości, trochę z niepokoju o wynik przestała traktować mecz jak przykry obowiązek. Było 5:4 i 40-15 dla rywalki, dwie piłki setowe i serwis w jej ręku. Kto pomyślał, że będzie kolejna niespodzianka (przed czwartkowymi meczami odpadło 11 rozstawionych, m.in. Karolina Woźniacka, mylił się.
Polka poważnie potraktowała groźbę, wygrała kilka kolejnych piłek i postawiła sprawy na swoim miejscu. Nie przeszkodziła jej kilkuminutowa przerwa na usunięcie kamery, która powinna wisieć na linach wysoko nad kortem, ale pod koniec pierwszego seta nagle zjechała w dół.
W drugim secie Radwańska przyspieszyła grę od początku, rywalce zabrakło tchu, wynik natychmiast to pokazał i wspomagający Agnieszkę chorwacki trener Borna Bikić mógł przyjmować gratulacje.
Dziś ćwierćfinał Polki z następną Amerykanką – Christiną McHale, urodzoną w New Jersey, wychowaną w Hongkongu. Dziewczyna ma 19 lat, nie wygrywa wiele, ale doszła do 38. miejsca WTA. Na razie najbardziej chwali się tym, że w ubiegłym roku w Cincinnati pokonała Woźniacką. Minionego lata w Carlsbadzie Radwańska wygrała z McHale 6:1, 6:0.