Bohaterowie są od miesięcy ci sami, ale nudy z nimi nie ma, wręcz przeciwnie. Novak Djoković nie jest już niezwyciężony, nadeszło kolejne przebudzenie najstarszego z mistrzów Rogera Federera, Rafael Nadal wciąż w siebie wierzy, a Andy Murray czeka na wielki skok.
Ranking ATP od dawna pokazuje taką kolejność: 1. Djoković, 2. Nadal, 3. Federer, 4. Murray. Ale jeśli policzyć punkty zdobyte przez tych tenisistów od Wielkiego Szlema w Nowym Jorku, to hierarchia jest inna: prowadzi, i to zdecydowanie, Szwajcar, przed Serbem, Szkotem i Hiszpanem.
Djoković w 2011 roku skończył serię 41 kolejnych zwycięstw dopiero w Paryżu, na wielkoszlemowym półfinale z Federerem. Potem trochę płacił za to półrocze cudów i rekordów, ale wygrany po niezwykłym finale z Nadalem turniej Australian Open 2012 przywrócił wiarę w niezniszczalność Serba. Na krótko, dwie niedawne porażki: z Andym Murrayem w Dubaju i Johnem Isnerem w Indian Wells sprowadziły Novaka do dawnych proporcji – najlepszy tenisista świata wciąż gra świetnie, ale jest człowiekiem, nie maszyną.
To zdanie, także dla dodania sobie ducha, często powtarza sponiewierany ostatnimi czasy przez Serba Rafael Nadal. A sam Djoković mówił proroczo przed turniejem w Kaliforni: – Nigdy nie pomyślałem, że stoję nietykalny na szczycie świata, że nikt mnie nie pobije.
W Miami, gdzie także broni punktów za ubiegłoroczne zwycięstwo, Serb być może będzie miał okazję pokazać, jak znosi trudy trzeciego seta i nerwową końcówkę. Ciekawe, czy zaprezentuje dawną pewność siebie, także po ewentualnej porażce.