Skończyła się wielka przygoda Warwary z Taszkientu (dziś Varvary z Allentown w Pensylwanii), która z pozycji nr 77 rankingu WTA dzielnie walczyła od eliminacji, rozegrała w stolicy Hiszpanii sześć meczów i odpadła dopiero w starciu z trzecią rakietą świata.
Mecz w hali nr 3 obiektu La Caja Magica nie dawał wrażenia, że to wielki turniej i słuszna stawka: 149,5 tys. euro oraz 450 punktów rankingowych. Na trybunach ledwie kilkadziesiąt osób, w tych okolicznościach dobrze było widać biało-czerwoną flagę z orłem. Mecz Polki i Amerykanki był na szczęście lepszy od frekwencji. Zagrożenie, jakie niósł leworęczny forhend Lepczenko, Radwańska niwelowała jak zawsze spokojem i sprytem.
Spotkanie Sereny Williams i Marii Szarapowej rozczarowało zwolenników Rosjanki. Amerykanka znacznie lepiej radziła sobie z poruszaniem się po śliskim niebieskim korcie i z serwisami pod słońce. Szybko rozbijała ataki Szarapowej, jej podań wcale się nie bała. Końcowy wynik łatwo było przewidzieć.
Serena jest w formie, gra swobodnie, niekiedy z uśmiechem. Mówiła dziennikarzom: – Od dawna tak dobrze się nie czułam, gra z pozycji tej, która nie ma nic do stracenia, zawsze pomaga. W przypadku młodszej z sióstr Williams rankingowy nr 9 nie ma znaczenia. Drugą tenisistkę świata, przed tygodniem najlepszą w Stuttgarcie, pokonała jak chciała. Uprawniony jest wniosek, że prawdziwą wartość odnowionej Sereny pokazałby dopiero mecz z Azarenką.
Czy do niego dojdzie w Madrycie, zależy też od Radwańskiej. Szósty w tym roku mecz Polki z Białorusinką (Radwańska przegrała wszystkie) jest okazją do przełamania złej passy. Flaga z orłem będzie w sobotę potrzebna także na meczu deblistów Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego, którzy awansowali do półfinału.