W Paryżu skończyło się lato, ale nie skończyły się emocje. Odpadła broniąca tytułu Chinka Na Li, którą pokonała Jarosława Szwiedowa (3:6, 6:2, 6:0). Rosjanka grająca od 2008 roku w barwach Kazachstanu wraca do poważnej gry po jeszcze poważniejszej kontuzji kolana. Szwiedowa jest dziś 142. tenisistką w rankingu WTA, ale dwa lata temu była już w Paryżu w ćwierćfinale. W tym roku musiała przebijać się przez eliminacje.
Na Li to obok Szarapowej najlepiej zarabiających na reklamoach tenisistka świata. Przegrywa tylko z Szarapową. Rosjanka ma na nią też tę przewagę, że wciąż gra w turnieju. W 1/8 finału pierwszy raz rywalka stawiła jej opór. Z Czeszką Klarą Zakopalovą rozegrała trzy sety, choć w drugim serwowała przy prowadzeniu 5:4 i 6:5.
Dotychczasowe wyniki Szarapowej (6:0, 6:0; 6:1, 6:1; 6:2, 6:1) sprawiły, że w zapomnienie poszła dawna Maria, dość bezradna na korcie ziemnym. Teraz jest faworytką turnieju, jedynego z wielkoszlemowych, którego jeszcze nie wygrała, nie była tu nawet w finale.
Dla gospodarzy najważniejszy przed południem był sukces Jo-Wilfrieda Tsongi w przerwanym dzień wcześniej meczu ze Stanislasem Wawrinką. Francuzi bali się powtórki z historii. Rok temu Tsonga prowadził ze Szwajcarem 2:0 i w pięciu setach przegrał, teraz prowadził 2:0 i w pięciu setach wygrał.
Został w ten sposób pierwszym Francuzem w erze tenisa open (po roku 1968), który awansował do ćwierćfinałów czterech turniejów wielkoszlemowych. Dziś trzeba mieć tylko ochotę do świętowania, komputer jakąś okazję zawsze podpowie.