Finał trochę rozczarował, bo kibice liczyli na bardziej zaciętą walkę lidera i wicelidera rankingu ATP. Na emocje nie pozwolił Federer. Pierwszy set był jak uderzenie młotem i takiego obrotu spraw chyba nikt się nie spodziewał. Djoković może nie gra teraz tak jak na początku roku i dokucza mu zmęczenie, ale w statystykach bardzo ciężko znaleźć, kiedy ostatnio przegrał seta do zera.
Po meczu Serb próbował tłumaczyć, że rozbił go skuteczny serwis Federera. Coś musiał powiedzieć, a inne wytłumaczenia byłyby mniej przekonujące. W drugim secie zagrał już tak, jak tego wymagały okoliczności: lepiej serwował, trafiał w końcowe linie i mijał grającego agresywnie przy siatce przeciwnika.
Szło dobrze aż do tie-breaka. Tam znów Federer pokazał klasę. Po zwycięstwie w Wimbledonie wygrał drugi duży turniej z rzędu i tydzień przed rozpoczęciem US Open pokazał wszystkim, jak jest mocny. Przy okazji doścignął Rafaela Nadala w liczbie zwycięstw w turniejach Masters 1000. Teraz obaj mają ich na koncie po 21. Hiszpana w US Open nie będzie, a na horyzoncie nie widać nikogo innego, kto mógłby Federerowi zagrozić.
W finale kobiecym grały Na Li i Angelique Kerber (zakończył się po zamknięciu tego wydania). Z polskiego punktu widzenia najważniejsze jest to, że Chinka w ćwierćfinale gładko pokonała Agnieszkę Radwańską 6: 1, 6: 1. Bardziej wyboistą drogę do finału w Cincinnati niż Na Li miała Kerber. W ćwierćfinale pokonała 6:4, 6:4 Serenę Williams, przerywając jej passę 19 zwycięstw z rzędu. W półfinale dopiero w trzech setach wygrała z Petrą Kvitovą 6: 1, 2: 6, 6:4.
Teraz Radwańska przenosi się do New Haven, gdzie będzie rozstawiona z nr. 1. W pierwszej rundzie ma wolny los, a w drugiej zagra z zawodniczką, która przeszła kwalifikacje.