Pierwszy mecz miał ściągnąć do hali O2 brytyjskich kibiców. Lokalny faworyt kontra trochę nieobliczalny Czech. Pikanterii spotkaniu dodawał fakt, że Murray na siedem meczów z Berdychem wygrał tylko trzy. Obaj dość wcześnie wyjechali kilka dni temu z hali Bercy. Szkota pokonał Jerzy Janowicz, a Berdycha Francuz Gilles Simon.
W Londynie wygrał Murray 3:6, 6:3, 6:4, tak jak każe klasyfikacja ATP. Berdych był niebezpieczny, ale trzeci tenisista świata może winić za utratę jednego seta także siebie – pierwsze gemy grał trochę sennie. Gdy wzmocnił tempo, brytyjscy kibice mieli za co bić mu brawo. Mistrz olimpijski i mistrz US Open walczy w Masters po raz piąty, dwa razy (w 2008 i 2010) awansował do półfinałów, więc ma jeszcze sporo do zdobycia w turnieju kończącym sezon.
Czech w wielkim finale jest po raz trzeci. Na razie zawsze przegrywa pierwsze mecze grupowe, ale rok temu mimo porażki awansował do półfinału i to na razie największy jego sukces.
– Było trudno od pierwszej piłki. Męczyłem się w każdym meczu z Tomasem, jaki grałem w tym roku, tak samo było teraz. Traktujcie więc ten sukces z szacunkiem – mówił Murray po spotkaniu.