Na tę decyzję trzeba było czekać pół roku. Jeszcze we wrześniu słychać było o możliwej nieobecności Hiszpana w Australian Open 2013. Diagnoza – częściowe rozerwanie więzadła rzepki w lewym kolanie – wykluczała pośpieszne leczenie i szybką rehabilitację.
Ostatni mecz Nadala w mijającym roku to była zaskakująca porażka z Czechem Lukasem Rosolem w drugiej rundzie Wimbledonu, jeszcze w czerwcu. Potem zaczęła się seria podobnych komunikatów: mistrz z Majorki nie poniesie flagi na igrzyskach w Londynie, nie wystartuje w US Open, nie zagra w Masters. Kto tęsknił za widokiem tenisisty, widział go w reklamach gry w pokera albo na zdjęciach z wydarzeń dość odległych od sportu.
Kilka tygodni temu Nadal wszedł wreszcie na kort treningowy. Tydzień temu w hiszpańskiej stacji radiowej mówił, że pojawi się na turniejach niebawem, ale nie oczekuje wiele, bo do pełnej sprawności potrzebuje jeszcze wielu dni ćwiczeń, a pełni formy spodziewa się nie wcześniej niż w kwietniu.
– Wrócę tylko wtedy, gdy będę zdrów. Nie wrócę, jeśli będę martwić się stanem kolana. Jestem w ostatniej fazie rehabilitacji, chcę ją zakończyć jak najszybciej, ale nie będę niczego przyspieszał tylko po to, by za chwilę znów przerywać karierę na pół roku lub rok – twierdził.
We wtorek na Facebooku przekazał informację, która zabrzmiała optymistycznie: – Nie mogę się doczekać powrotu na kort w Abu Zabi w końcu miesiąca. Wygrałem ten turniej w 2010 i 2011 roku – wspaniale byłoby położyć też dłonie na tegorocznym trofeum!