Każdy drużynowy mecz Rosjan z Polakami miewał podteksty, tym razem jest ich mniej, choć wspomnienie jedynego spotkania z czerwca 1972 roku, gdy w Warszawie Wiesław Gąsiorek i Tadeusz Nowicki przegrali 0:4 z Aleksandrem Metrewelim, Tejmurazem Kakulią i Siergiejem Lichaczowem (jako ZSRR), trochę boli. Do starych kronik przesadnie odwoływać się jednak nie trzeba, skoro Metreweli i Kakulia to byli Gruzini, a Lichaczow urodził się Baku.
Polscy tenisiści w hali ośrodka Olimpijski w stolicy Rosji piszą więc nową historię i na papierze nasze szanse wyglądają dobrze. Jerzy Janowicz (21. ATP) zapowiada walkę na całego, o kontuzji nie chce wspominać, za to o zwycięstwie nad Dmitrijem Tursunowem (28. ATP) w 2012 roku owszem. Michał Przysiężny (57. ATP) jako drugi singlista, Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski w deblu – skład wydaje się solidny, choć niektórzy chcieliby widzieć w nim jeszcze Łukasza Kubota.
Większe zmartwienie ma Szamil Tarpiszczew, kapitan Rosji. Nie zagrają Michaił Jużny i Nikołaj Dawydienko – oficjalną przyczyną jest przeziębienie Jużnego, Dawydienko zaś „miał inne plany".
Tarpiszczew stanowczo zdementował podaną przez Jewgienija Kafielnikowa na Twitterze informację, że poszło o 150 tys. dolarów zwrotu kosztów na przygotowania, jakich mieli zażądać czołowi tenisiści, oświadczył, że Rosjanie od zawsze grają dla ojczyzny za darmo i tak zostanie. Efekt widzimy: rakieta nr 1 to Tursunow, nr 2 Tejmuraz Gabaszwili (63. ATP), poza nimi ponoć bardzo zdolny Karen Chaczanow (448. ATP) i powołany w ostatniej chwili za Aleksandra Kuzniecowa Konstantin Krawczuk (178. ATP), chyba tylko do debla.
W hali w Moskwie jest zdaniem Polaków trochę za ciemno, bo oświetlenie zainstalowano „bokserskie" (na mecz ma być już w pełni tenisowe).