Jedna polska gwiazda tenisa jednak znaczy trochę więcej, niż cała grupa solidnych Hiszpanek. Lokalne rachuby, że w Barcelonie pomoże ziemna nawierzchnia, gorąca publiczność i doświadczenie pani kapitan nie sprawdziły się w starciu z talentem starszej z sióstr Radwańskich.
Agnieszka pokonała w niedzielę Marię-Teresę Torro-Flor, potem patrzyła jak Urszula Radwańska walczy i przegrywa z Silvią Soler-Espinozą. Decyzja, by pierwsza polska rakieta walczyła w deblu – stała się oczywista. Ten rozstrzygający mecz podniósł poziom emocji znacznie powyżej średniej.
Pani kapitan Conchita Martinez postawiła na Anabel Medinę-Garrigues, świetną przed laty deblistkę, podwójną wielkoszlemową mistrzynię z kortów Rolanda Garrosa oraz Soler-Espinozę. Kapitan Tomasz Wiktorowski do Agnieszki dołączył Alicję Rosolską.
Pierwszy set i od razy nerwy: Polki straciły gem serwisowy, przegrywały 1:3. Odrobiły, doszły na 3:3, aby za chwilę znów oddać gema przy własnym podaniu. Potem jednak zmiana była radykalna – trzy gemy dla Radwańskiej i Rosolskiej, jest pierwszy set. Kolejne cztery gemy i prowadzenie 4:0, które było już wielką obietnicą awansu. Każdy zna tę tenisową taktykę: utrzymać do końca własny serwis, a wszystko będzie dobrze.Było dobrze, choć Polki raz serwisu nie utrzymały, ale 4:2, to wciąż oznaczało pewien zakres bezpieczeństwa. Za chwilę było 5:2, 6:2 i upragniony sukces.
— To cudowne uczucie. Oczywiście dzień był trudny, grałam dwa mecze, ale skończył się tak szczęśliwie, jesteśmy w Grupie Światowej! Trudno było o inną decyzję, byłam gotowa do tego debla. Nie gram ostatnio wiele debli, ale znów odkryłam jaka to dobra zabawa. Tak, przegrywałyśmy ostatniego gema 0-40, ale założenie było jasne: nie oddajemy żadnego punktu, taka postawa była konieczna, by wygrać. Rywalki były przecież mocne... – mówiła główna bohaterka spotkania.