Łukasz Kubot, zastępca Rogera Federera, jest już w trzeciej rundzie turnieju głównego, po zwycięstwie nad Francuzem Gilles'em Simonem. Pani Mirka Federerowa powiła w Zurychu kolejne bliźniaki, tata Roger był przy niej, a „lucky loser" z eliminacji zwyciężył francuskiego rywala 7:5, 2:6, 6:4. Pomóc szczęściu trzeba było jednak umieć: Kubot zagrał śmiało, z pomysłem i skutecznie.
Gilles Simon (28. ATP) w tym roku nie bardzo przypomina tenisistę, który kilka lat temu straszył najlepszych na świecie. Przegrywa znacznie więcej, niż wygrywa, lecz dawna solidność jeszcze się w nim tli, grać z nim niełatwo. Polak po swojemu wybrał wariant ofensywny: agresywne returny, byle prędzej do siatki, jak wymiana, to z myślą o szybkiej kontrze.
Podziałało, choć były chwile zagrożeń. Dobrym podaniem nieraz Kubot odpędzał jednak niebezpieczeństwa i powoli kruszył opór Francuza, który też nie był monolitem na korcie. Objawy stresu zdradzał już w pierwszym secie, gdy skarżył się sędziemu na zbyt długie przygotowanie serwisu przez Polaka.
Pierwszy set dla Kubota, po przełamaniu podania Simona przy stanie 5:5. Drugi Polak oddał dość szybko, gdy rywal objął prowadzenie 3:1. W trzecim znów było dobrze: najpierw 3:1 dla polskiego tenisisty, wyrównanie na 3:3, potem 4:4 i drugie przełamanie. Na trybunach zaczął się ruch, ludzie przyszli zobaczyć niespodziankę i się nie zawiedli. Łukasz Kubot z rozmachem zakończył dzieło dwoma ładnymi wolejami.
Zdobył 90 punktów rankingowych (na czysto, bo w ubiegłym roku odpadł w kwalifikacjach), zarobił ponad 45 tys. euro, zmierzy się w 1/8 finału z Roberto Bautistą Agutem (45. ATP). Kilkanaście dni temu w Barcelonie przegrał z nim 1:6, 0:6, może czas zmazać tę porażkę.