Korespondencja ?z Paryża
Polak i Szwed, zwycięzcy tegorocznego turnieju Australian Open, rozstawieni z nr. 9, byli faworytami meczu, ale tego, co działo się na korcie nr 1 we wtorek rano, tak naprawdę meczem nazwać nie można. Była to demonstracja siły pary Samuel Groth (Australia) – Andriej Gołubiew (Kazachstan), która wygrała 6:3, 6:3.
Trzeba sobie powiedzieć jasno: Kubot był na korcie sam, Lindstedt od początku do końca grał źle, w pierwszym secie przegrał swego gema serwisowego przy stanie 3:4, w drugim, gdy było 3:3. Szwed był spięty, popełniał wiele błędów na końcowej linii i przy nielicznych akcjach przy siatce.
W ostatnim gemie spotkania swoje podanie przegrał też Kubot, ale nie miało to już chyba większego znaczenia, bo gdyby wygrał, mecz pewnie za chwilę zakończyłby Groth. Na linii serwisowej Australijczyk to rekin ludojad, ani razu nie był zagrożony, Gołubiew zresztą też nie. Do Grotha należy nieoficjalny rekord w szybkości serwisu (262 km/h). ATP tego osiągnięcia nie uznaje, ale Kubot i Lindstedt moc Australijczyka uznać musieli.
– Jesteśmy drużyną, nie będę oceniał gry Roberta, na korcie powinniśmy sobie pomagać. Dziś nie mieliśmy szans, rywale za dobrze serwowali, ani przez chwilę nie stracili kontroli nad meczem. My już musimy myśleć o sezonie na trawie. Przed Wimbledonem zagramy razem tylko w Halle – powiedział Kubot.