Wcale się nie bała

Paula Kania przegrała ?na korcie centralnym z Na Li 5:7, 2:6, ?ale wstydzić się nie powinna.

Publikacja: 23.06.2014 21:03

Wcale się nie bała

Foto: AFP

Krzysztof Rawa ?z Londynu

Pierwsze w życiu wejście na najważniejszy kort Wimbledonu Polka miała naprawdę dobre. Żadnego strachu w oczach debiutantki, żadnego spuszczania głowy. Wręcz przeciwnie – lekki uśmiech i niewymuszona swoboda w krótkiej dyskusji z panią sędzią. Potem mecz, w którym wygrała znacznie więcej, niż przepowiadano.

Dwie piłki zaraz przegrała, następne cztery wygrała – szybko okazało się, że gra z Na Li to wcale nie były chińskie tortury. Przełamanie serwisu Chinki w pierwszym gemie przyjął cichy szmer zdziwienia. Cichy także dlatego, że pora była obiadowa i po emocjach meczu Murray – Goffin publiczność wyszła się wzmocnić. Nie zobaczyła, że po sześciu minutach było 2:0 dla panny Pauli, po dwunastu 3:1.

Słońce jeszcze chwilę świeciło dla dzielnej tenisistki z Sosnowca. Przy stanie 3:2 i 40-30 Na Li posłała mocno piłkę w forhendowy róg kortu Kani, sędzia liniowy krzyknął aut, pani na stołku zmieniła decyzję, Paula natychmiast poprosiła o challenge. Ekran pokazał: był aut, milimetr, może półtora. Znów polski gem.

Od 4:2 do 5:3 jeszcze szło dobrze, lont pierwszej wimbledońskiej sensacji jeszcze się tlił. Niestety, Chinka zaczęła grać z większą precyzją, przywykła wreszcie do sprytnych serwisów Polki i iskierka zgasła. Zwycięstwo rakiety nr 2 w drugim secie było łatwiejsze, ale odnotujmy te dwa zwycięskie gemy Pauli Kani, oba przy podaniu rywalki. Trener Carlos Rodriguez naprawdę odetchnął z ulgą, gdy usłyszał słowa: gem, set, mecz, Li Na.

– Wcale się nie bałam. Nawet przeszłam drogę z szatni na kort centralny na próbę wcześniej, w niedzielę wieczorem. Kort robi wrażenie, spory obiekt, choć na początku wydawał się malutki, bo siatka była singlowa. Więc wyszłam na luzie, wcale nie byłam spięta, poczułam się jak w domu... Nie czułam też jakiejś szczególnej różnicy poziomu gry, tę różnicę pokazały dopiero decydujące piłki seta, bo prowadziłam 5:3 i przegrałam. Może zabrzmi to trochę nieskromnie, ale poczułam, że to jest moje miejsce – mam odpowiedni poziom, muszę tylko zagrać jeszcze kilka takich meczów i w końcu się tam znajdę – powiedziała czwarta rakieta w Polsce.

Kwalifikacje i pierwsza runda dały jej 50 punktów, awansuje o kilkanaście miejsc w rankingu WTA, jeszcze nie w strefę wielkoszlemowego komfortu, która zaczyna się na początku drugiej setki. 27 tysięcy funtów premii pozwolą jednak na śmielsze planowanie startów, więc jest nadzieja na lepsze jutro. Nie zapominajmy – polski tenis ma Paulę Kanię z Sosnowca, która ma francuskiego trenera, ćwiczy, gdzie się da, raz w Polsce, raz w Szwajcarii, raz w Niemczech, i buduje karierę z uporem i nadzieją wartą wsparcia. Kto nie wierzy, niech jedzie na najbliższy turniej kobiecy do Torunia, tam Paulę zobaczy.

Jeśli chodzi o zasadnicze sprawy dla miejscowych kibiców, to eleganckie zwycięstwo Andy Murraya nad Davidem Goffinem (6:1, 6:4, 7:5) trochę zmniejszyło napięcie w mediach i na trybunach kortu centralnego. Obrońca tytułu zagrał spokojnie, bez wielkiego szarpania nerwów przebrnął mecz otwarcia.

Wybór Amelie Mauresmo na trenerkę Murraya po Ivanie Lendlu roztrząsany jest wciąż przez wszelkie autorytety (i nie tylko). Ogólna opinia jest taka, że Szkot zaryzykował, bo ma takie skłonności i chciał uderzeniowej zmiany, mocnego impulsu do pracy nad kolejnymi sukcesami.

Od największych wimbledońskich ekstrawagancji jest jednak od lat John McEnroe; w tym roku też nie zawiódł. Na otwarcie turnieju posłał w świat pomysł, by zlikwidować sędziów liniowych i stołkowych. Tenisiści mają sędziować sobie sami, ale McEnroe zostawił im i publiczności „jastrzębie oko", by wyłapywać oszustów.

Na grzeczne pytanie dziennikarza, ile razy miał rację, wywołując podczas meczu uruchomienie komputerowego „jastrzębiego oka", odpowiedział natychmiast: – Trafiłem sto procent wywołań. Nigdy pan nie spudłował? – Ja się nigdy nie mylę... – odpowiedział niegdysiejszy mistrz, dzisiejszy komentator BBC, i odszedł do swych zajęć.

Ciekawsze wyniki pierwszej rundy

Mężczyźni: A. Murray (Wielka Brytania, 3) – D. Goffin (Belgia) 6:1, 6:4, 7:5; G. Dimitrow (Bułgaria, 11) – R. Harrison (USA) 7:6 (7-1), 6:3, 6:2; T. Berdych (Czechy, 6) - V. Hanescu (Rumunia) 6:7 (5-7), 6:1, 6:4, 6:3; E. Gulbis (Łotwa, 12) – J. Zopp (Estonia) 7:6 (9-7), 7:5, 7:6 (12-10).

Kobiety: Na Li (Chiny, 2) – P. Kania (Polska) 7:5, 6:2; W. Azarenka (Białoruś, 8) - M. Lucić-Baroni (Chorwacja) 6:3, 7:5; V. Williams (USA, 30) – M. Torro-Flor (Hiszpania) 6:4, 4:6, 6:2; Y. Wickmayer (Belgia) – A. Stosur (Australia, 17) 6:3, 6:4; M. Kirilenko (Rosja) – S. Stephens (USA, 18) 6:2, 7:6 (8-6); F. Penetta (Włochy, 12) - J. Cepelova (Słowacja) 6:2, 6:3.

Krzysztof Rawa ?z Londynu

Pierwsze w życiu wejście na najważniejszy kort Wimbledonu Polka miała naprawdę dobre. Żadnego strachu w oczach debiutantki, żadnego spuszczania głowy. Wręcz przeciwnie – lekki uśmiech i niewymuszona swoboda w krótkiej dyskusji z panią sędzią. Potem mecz, w którym wygrała znacznie więcej, niż przepowiadano.

Pozostało 93% artykułu
TENIS
Jannik Sinner zarobił fortunę. Takich pieniędzy jeszcze w tenisie nie było
Tenis
Od rywala do trenera. Novak Djoković ma nowego szkoleniowca
Tenis
Jasmine Paolini uwierzyła w siebie. Nieoczekiwana bohaterka tenisowego roku
Tenis
BJK Cup Finals. Włoska recepta na sukcesy
Materiał Promocyjny
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi!
Tenis
Ostatnie łzy Rafaela Nadala