Nie można nadążyć za zmianami tenisowego nastroju Kvitovej w Singapurze. Zmęczona i chaotyczna w meczu z Polką, odrodzona w spotkaniu z Szarapową, rozedrgana w walce z Woźniacką.
Decydujący mecz grała z początku poprawnie, ale gdy tylko napotkała zdecydowany opór Karoliny jej silny tenis skorodował i pierwszy set skończył się szybciej, niż można było przypuszczać.
W drugim secie Petra zaczęła lepiej, trener David Kotyza podpowiadał jej – bądź cierpliwa, nie spiesz się z atakami, nawet jeśli dłuższe wymiany z rywalką taką jak Woźniacka niosą duże niebezpieczeństwo. Czeszka prowadziła więc 2:1, miała podanie, ale temperamentu nie powstrzymała. Znów uderzała z dużym ryzykiem, znów próbowała strzałów, po których piłka lądowała daleko za kortem.
Karolina cały czas grała z uśmiechem, pewność awansu to na pewno przyjemna sprawa. Widać też było, że gra nieco chętniej w ataku, może po cichu myślała, że bić się zbyt długo oznacza jednak spory ubytek sił przed sobotnim półfinałem.
Miło było patrzeć, jak punkt po punkcie zbliża się do chwili, gdy wygrywa trzeci mecz grupowy i, przy okazji, przeciąga przyjaciółkę Agnieszkę Radwańską do półfinału. Wygrała pewnie, podziękowania z polskiego obozu się należą, tak samo jak gratulacje dla Agnieszki za heroiczną walkę o jednego seta z Szarapową.