Wiele musiało się zdarzyć, by wszystko zostało po staremu: najlepszą tenisistką finału WTA Tour znów została Serena Williams, liderka rankingu światowego. Zwyciężyła w decydującym meczu Simonę Halep 6:3, 6:0. Godzina i było po walce.
Ostatnie spotkanie w Singapurze, jak podpowiada wynik, nie przyniosło wielu emocji. Tylko do połowy pierwszego seta, gdy Rumunka dwa razy odrabiała stratę gema serwisowego, można było żyć nadzieją na wyrównaną grę. Amerykanka jednak przypomniała sobie, co potrafi, i ze świstem potężnych serwisów pomknęła po trzecie z rzędu zwycięstwo w Masters, piąte w karierze.
Mistrzyni od razu odzyskała uśmiech zgaszony po srogiej porażce z Halep w grupie, nawet powiedziała, że to dzięki Simonie poprawia swój tenis. Otrzymała z rąk Billie Jean King srebrny puchar im. Billie Jean King, butlę markowego szampana, czek na 2,047 mln dolarów oraz bukiet pięknych orchidei, gatunek nazwany Serena Williams. To ma być singapurski zwyczaj – każda mistrzyni finału dostanie orchidee swego imienia.
Deblowy turniej w Singapurze wygrały Cara Black i Sania Mirza. Finał z broniącymi tytułu Su-Wei Hsieh i Shuai Peng był dla nich zaskakująco łatwy (6:1, 6:0), wcześniejsze mecze kończyły po tie-breakach, w których broniły piłek meczowych. Mistrzynie zarobiły 500 tysięcy dolarów (na parę), finalistki połowę tej kwoty – też dobrze, jeśli wziąć pod uwagę, że deblistek świat tenisowy zwykle nie rozpieszcza.
Turnieje finałowe WTA odbywać się będą w Singapurze do 2018 roku. Pierwszy przyniósł dobre wrażenia, mimo awarii świateł i odrobiny zamieszania na trybunach. Widownia była pełna, entuzjazm do tenisa kobiecego – widoczny, kilka meczów (zwłaszcza półfinał Williams – Woźniacka) doskonałych. Nieoczekiwanie często odmieniano słowa: przyjaźń i czysta gra, bo Karolina z Monte Carlo i Simona z Konstancy ostatni mecz w grupie zagrały naprawdę fair, bez żadnej myśli o układach taktycznych, których ofiarą mogła paść mistrzyni Serena.